Czy masz w domu kilkanaście ładowarek USB ale wszyscy domownicy chcą używać tej jednej jedynej, która zawsze ładuje szybko? Czy masz kable które nie stykają i ładowarki które niby działają, a nie naładują telefonu nawet przez całą noc? Chcesz wywalić wszystko co nie działa jak należy, lecz nie masz sposobu na odsianie rzeczy dobrych od złych?
W tym artykule pokażę, co można zrobić za pomocą taniego, chińskiego miernika USB. Nie jest to profesjonalne narzędzie, ale dzięki niskiej cenie będzie wartościowym gadżetem w wielu domach.
Wolty, waty, ampery
Tekst planowałem zacząć od przypomnienia szkolnych definicji takich pojęć, jak wolty czy ampery, ale zamiast tego zamieszczę parę linków do wyśmienitego serwisu Teoria Elektryki. Dzięki temu nie będziemy musieli udawać, że definicje złożone z kilku słów cokolwiek tłumaczą (napięcie to różnica potencjałów, aha aha). Zamiast tego odświeżysz sobie wiedzę o prądzie elektrycznym z obszernych artykułów napisanych prostym, zrozumiałym językiem.
W dalszej części niniejszego tekstu pojawią się takie pojęcia, jak:
- napięcie elektryczne – wyrażane w woltach (V), domowa sieć niskiego napięcia prądu zmiennego ma 230 V, ładowarka USB daje na wyjściu prąd stały o napięciu 5 V
- natężenie prądu – wyrażane w amperach (A); w dalszej części dowiesz się, dlaczego telefon może pobierać prąd większy niż odkurzacz
- moc elektryczna – wyrażana w watach (W), oznacza pracę wykonaną przez energię elektryczną w ciągu sekundy; liczbę watów określimy mnożąc wolty przez ampery (W = V x A)
- watogodzina (Wh) – jednostka pracy taka, jak wat, ale opisująca pracę wykonaną w ciągu jednej godziny (3600 sekund)
- amperogodzina (Ah) – miara pojemności akumulatorów, określa zdolność zasilenia obwodu elektrycznego prądem o natężeniu 1 A przez godzinę
- miliamperogodzina (mAh) – jedna tysięczna Ah czyli zdolność zasilenia obwodu elektrycznego prądem o natężeniu 1/1000 A przez godzinę
Uwaga – tekst będzie zawierał uproszczenia. Pobieżnie potraktujemy straty energii podczas ładowania akumulatorów, wiele pokrewnych aspektów pominiemy zupełnie. Jeśli uznasz, że czegoś mocno brakuje, napisz to w komentarzu.
Standard USB, edycja standardowa
Zacznijmy od obowiązkowego odcinka XKCD
USB jest z nami od ponad 20 lat. Pamiętacie, jak było kiedyś? Nieważne, i tak powiem. Było o wiele gorzej. Myszkę podłączaliśmy do 9-pinowego portu szeregowego, niekiedy przez przejściówkę do gniazda 25-pinowego. Drukarkę – do portu równoległego; klawiatura miała swoje własne gniazdo DIN-5. Skanery miały z reguły interfejs SCSI, tak samo jak napędy Iomega ZIP drive, ale do dwóch urządzeń tego typu potrzebne były często dwie osobne karty z kontrolerami. Jeśli komuś zdarzyło się kupić pierwszego iPod-a albo cyfrową kamerę wideo, potrzebował jeszcze karty rozszerzeń z gniazdem FireWire (IEEE 1394).
A potem pojawił się interfejs USB i to naprawdę było coś. Po raz pierwszy zwykły człowiek mógł podłączyć sobie do peceta skaner i ten skaner mu tak po prostu zaczynał działać. Dzięki USB mogły zaistnieć pendrive’y, przenośne dyski twarde, niekiedy także głupotki w rodzaju wiatraczków czy podgrzewaczy do kubków.
Ten ostatni przykład przywołałem nie bez powodu. Podgrzewacz do kubków na USB to gadżet, który śmieszył podwójnie – otóż próbował te kubki podgrzewać z mocą… dwóch i pół wata. Tyle właśnie oferował standardowy port USB: pięć woltów, pół ampera. Dla porównania, elektryczny czajnik zużywa jakieś tysiąc razy więcej energii.
Okazało się, że takie ograniczenie to jednak spory problem – dla wielu urządzeń 2.5 W to za mało, by mogły obejść się bez zewnętrznego zasilania. Ku powszechnemu rozczarowaniu standard USB 3.0 z roku 2008 podniósł limit natężenia do zaledwie 0.9 A, więc dostępna moc wzrosła raptem do 4.5 W. Do tego pobór takiego prądu nie zawsze był możliwy – najpierw urządzenie peryferyjne musiało wynegocjować transfer danych w nowym trybie SuperSpeed.
Tymczasem złącze USB trafiło do smartfonów. Producenci uznali bowiem, że skoro i tak musi istnieć konieczność podłączania telefonu do komputera, to jednym gniazdkiem mini- albo mikro-USB da się opędzić także funkcję ładowania. Nexus One z roku 2010 miał baterię o pojemności 1400 mAh, ładowanie prądem 500 mA (0.5 A) mogło teoretycznie naładować ją do pełna w mniej niż trzy godziny. W praktyce osiągnięcie stuprocentowej efektywności jest niemożliwe, część energii jest rozpraszana m.in. w postaci ciepła wydzielanego przez ładowaną baterię. Smartfony podłączaliśmy więc do prądu na noc, bo ładowanie do pełna zajmowało cztery godziny lub więcej.
Standard USB, edycja niestandardowa
2.5 wata to za mało a 4h to za długo. Niestety, specyfikacja USB ściśle określała parametry i zachowanie magistrali zaś kabel USB 2.0 składał się z zaledwie czterech żył: jednej pary zasilającej oraz jednej pary służącej do transferu danych. Oznaczało to, że producenci sprzętu mieli związane ręce – nie istniał zgodny ze specyfikacją sposób na to, by puścić przez USB więcej prądu. Każda metoda omijająca standardy wiązała się z bardzo poważnym ryzykiem, bo pobór prądu przekraczającego możliwości ładowarki może doprowadzić do jej przegrzania i – w konsekwencji – do pożaru.
Pierwszym “oficjalnym” obejściem tego problemu było zdefiniowanie standardu Battery Charging Specification (BC), podnoszącego dopuszczalne natężenie do 1.5 A, ale kosztem utraty możliwości przesyłu danych. W ładowarkach firm trzecich porty takie oznaczano czasem opisem “Smart Charge”. Ładowarki do iPada podniosły limit do 2.4 A (12 W), oczywiście kosztem utraty kompatybilności z BC.
Uzgodnienie protokołów oraz wymiana informacji o możliwościach i oczekiwaniach dwóch urządzeń na obu końcach kabla USB jest procesem dość złożonym, zainteresowani znajdą tutaj opis kolejnych kroków procedury.
12 watów to mało czy dużo? Nadal za mało. Nowszego standardu nie było, więc po raz kolejny użyta została siła wynikająca z pozycji rynkowej – tym razem ruch wykonał nie Apple a Qualcomm (firma dostarczająca komponenty wielu producentom telefonów). Technologia ochrzczona mianem QuickCharge pozwoliła trzykrotnie przebić szybkie ładowanie autorstwa Apple. 36 watów to już naprawdę dużo, tyle energii dostarcza przecież 15 standardowych portów USB!
Od standardu mogą odbiegać także wtyczki i gniazda. Powyżej wtyczka zasilania laptopów Lenovo Yoga – pasuje do gniazda, które pełni także rolę “zwykłego” USB typu A. Samej wtyczki zasilającej nie da się na szczęście włożyć nigdzie indziej, bo nieszczęście byłoby gotowe.
Inne przykłady niestandardowych wtyczek to “obracana” wtyczka micro-USB (względnie bezpieczna) oraz “uniwersalna” wtyczka micro-USB/Lightning (na obrazku, od takich wynalazków trzymajcie się jak najdalej)
Dosyć tej teorii, sprawdzamy domowe ładowarki!
W poprzednim rozdziale dowiedzieliśmy się, dlaczego różne ładowarki będą ładować różne urządzenia z różną mocą – istnieje po prostu wiele wzajemnie niezgodnych standardów szybkiego ładowania. Jeśli jednak przyjmiemy jedną z posiadanych ładowarek jako punkt odniesienia, możemy przetestować pozostałe i określić, czy radzą sobie lepiej, czy gorzej.
Pierwszym krokiem może być sprawdzenie tabliczki znamionowej. Jeśli parametry wyjściowe są tam określone jako “5V / 0.5A” to raczej mamy do czynienia z ładowarką która nie dostarczy nam niczego ponad parametry portu USB sprzed 20 lat.
Drugim krokiem będą rzeczywiste pomiary. Choć miernik uniwersalny można znaleźć w wielu domach, w niniejszym tekście chciałbym polecić urządzenia przeznaczone specjalnie do mierzenia napięcia i natężenia prądu płynącego przez USB. Są to przejściówki mające wtyczkę i gniazdo typu USB-A, czasem także USB-C.
Najprostszym miernikiem jest bezmarkowy produkt nazwany “CHARGER Doctor”, kosztujący zaledwie 10 zł.
Po podłączeniu między zasilacz a ładowane urządzenie, miernik zaczyna prezentować na wyświetlaczu napięcie oraz natężenie prądu ładowania (przełączając się między wskazaniami co ok. 2 sekundy).
Jeśli chcemy obserwować obie wartości naraz, możemy sięgnąć po dwukrotnie droższy miernik Keweisi.
Tu mamy dwa wyświetlacze oraz dwa wyjścia, jedno standardowe (zasilanie+dane), drugie obsługujące jedynie zasilanie (czy oznacza to dostępność ładowania 1.5A w standardzie BC? dajcie znać, jeśli macie taki miernik).
Przy cenie wynoszącej 10-25 zł taki zakup może być dokonany bez większego zastanowienia, jednak uwaga – na obudowie tych maluchów podane są dość istotne ograniczenia: zakres obsługiwanych napięć to zaledwie 3.5-7.0 V przy natężeniu nie przekraczającym 3 A. Jak się za chwilę przekonamy, to za mało dla szybkich ładowarek!
W sprzedaży można też znaleźć specjalizowane testery do kabli i ładowarek, jednak ich cena jest o wiele za duża w stosunku do korzyści oferowanych w zwykłym gospodarstwie domowym.
Zamiast tego zainteresujemy się wielokrotnie tańszym miernikiem nieokreślonej chińskiej marki dostępnym na Aliexpress. Na obudowie określono jedynie model. Przestawiamy miernik J7-C
Tu zakres dozwolonych parametrów jest o wiele większy: napięcie do 35 V, natężenie do 5 A (maksymalnie 150 W). Jesteśmy też w stanie podać dozwolony zakres napięć oraz maksymalne natężenie prądu. Producent deklaruje zgodność ze standardami BC 1.2, QuickCharge 2.0 i 3.0 oraz Apple 2.4A.
Tym razem bez problemu zmierzymy napięcie i prąd szybkich ładowarek. Musimy tylko pamiętać, by telefon użyty w testach był wyładowany – niech stan akumulatora nie przekracza 30%, dzięki temu ładowanie będzie przebiegało z maksymalną wydajnością. Jeśli akumulator będzie naładowany powyżej 80%, zaobserwujemy drastyczny spadek mocy ładowania.
Domowe testy są proste – do wielu domowych sprzętów ładowanych przez USB podłączamy różne kombinacje kabli i ładowarek. Te akcesoria, które zawsze wypadają poniżej oczekiwań, możemy bez żalu wyrzucić do elektrośmieci. Jeśli domownicy mają telefony wyposażone w funkcję szybkiego ładowania, warto rozważyć pozbycie się zbyt słabych ładowarek i inwestycję w jedną porządną stację ładującą. Dobrą renomą cieszą się urządzenia Aukey, Anker czy RAVPower.
Uwaga – musimy uważać, by omyłkowo nie pozbyć się kabli z nietypowymi wtyczkami bądź dedykowanych ładowarek przeznaczonych dla jednego typu urządzeń. Kupno zamienników może być utrudnione.
Jak to dokładnie działa?
Użycie miernika jest bardzo proste. Najpierw podłączamy go do źródła prądu, na dwóch ramionach znajdziemy wtyczki w najpopularniejszym standardzie USB-A oraz USB-C (możliwe jest też zasilanie miernika przez micro-USB, ale to gniazdo będzie nam potrzebne do innych zastosowań). Potem podłączamy docelowy odbiornik przez gniazdo typu A lub C na pozostałych ramionach. Działać będzie dowolna kombinacja wejścia-wyjścia, o ile oczywiście w obwodzie znajdzie się tylko jedno źródło prądu i jeden odbiornik.
Na obudowie znajdziemy przycisk, którym możemy przełączać się między kolejnymi ekranami. Ich zawartość to różne kombinacje takich parametrów, jak: napięcie, natężenie, bieżąca moc, sumaryczna moc, pojemność ładowanego akumulatora, czas pracy, oporność, temperatura, częstotliwość dokonywania pomiaru, wyłącznik czasowy, napięcie na 4 liniach portu USB. Długie wciśnięcie obraca zawartość ekranu o 180 stopni, kombinacje od dwóch do pięciu szybkich kliknięć czyszczą poszczególne liczniki oraz aktywują wyłącznik czasowy.
Na dalszych ekranach mamy możliwość edycji minimalnego/maksymalnego obsługiwanego napięcia i maksymalnego natężenia. Ostatni z cyklicznie przełączanych widoków to całkowite wygaszenie wyświetlacza, które zmniejsza ilość energii pobieranej przez sam miernik.
Robimy wykresy!
Teraz najfajniejsza cecha chińskiego miernika – za dodatkowe kilka złotych można kupić pakiet wyposażony w moduł Bluetooth (moduł wtykamy do gniazda micro-USB). Zdecydowanie polecam tę opcję, bo samego modułu nie da się dokupić osobno. Jeśli nie masz w komputerze nadajnika Bluetooth, wybierz wariant zestawu 3-w-jednym, dostaniesz dodatkowo dongla na USB.
Moduł Bluetooth miernika przedstawia się jako “UD18-SPP” i pracuje – niespodzianka – w profilu SPP, czyli udaje port szeregowy. Gdy podłączymy się do niego, co sekundę otrzymamy 36 bajtów, z których możemy odczytać wartości wszystkich najważniejszych parametrów. Protokołu nie musiałem badać samodzielnie, skorzystałem pracy Marco Sillano opublikowanej na Githubie: https://github.com/msillano/UD18-protocol-and-node-red/ (tutaj kopia). Mój krótki program w języku C# zapisujący dane z miernika w nieskończonej pętli znajdziesz tutaj.
Efektem pracy programu jest plik wyglądający jak poniżej:
W trzeciej i czwartej kolumnie znajdują się wartości napięcia i natężenia prądu, pomnożone przez 100. Do kompletu potrzebujemy jeszcze stanu baterii z urządzenia, posłuży do tego leciwy lecz wciąż dobrze działający program Battery Log, przy użyciu którego wyeksportujemy do pliku CSV zmiany stanu akumulatora w wybranym okresie.
Gdy połączymy dane z miernika i Battery Loga oraz wrzucimy je na wykres, oczom naszym ukaże się następujący widok:
Tak wygląda wykres napięcia i natężenia prądu podczas ładowania telefonu Samsung Galaxy S7. Widzimy cechę charakterystyczną dla QuickCharge – ładowarka dostarcza prąd o podwyższonym napięciu 9 V.
Nieco inaczej wygląda to w przypadku OnePlus 3 z ładowarką DashCharge – tutaj przy standardowym napięciu 5 V mamy prąd o natężeniu przekraczającym 3.5 A.
Na tym wykresie widzimy moc elektryczną podczas ładowania – oba wymienione uprzednio urządzenia napełniają akumulatory do ok. 80% w ciągu ok. 50 minut a potem obniżają moc z kilkunastu do kilku watów. Dla porównania na wykresie znalazły się też wyniki osiągane przez iPhone SE (5 V, 1 A).
Teraz widzimy, dlaczego tanie mierniki za dychacza nie przydadzą nam się przy szybkim ładowaniu – QuickCharge pracuje przy napięciu 9 V zaś OnePlus czerpie prąd o natężeniu przekraczającym 3 A. Oba te parametry wykraczają poza specyfikację najtańszych przyrządów.
Aplikacja mobilna dla Androida
O aplikacji komunikującej się z miernikiem przez Bluetooth nie da się powiedzieć wiele dobrego. Po pierwsze wydaje się, że jest przeznaczona dla zupełnie innego produktu, bo przyciski konfiguracyjne nie wywołują żadnego efektu.
Po drugie aplikacja jest zaprzeczeniem użyteczności i ergonomii, nie ma np. mowy o chwilowym zatrzymaniu wskazań albo zapisaniu ich do pliku. Po trzecie trzeba ją sobie znaleźć i zainstalować z szemranych stron internetowych, bo nie ma jej w sklepie Play. Na stronach z miernikiem pojawiają się też dwie inne aplikacje ale żadna z nich nie działa – powodem jest niezgodność obsługiwanego protokołu. Nie zdziwię się jednak, jeśli w waszych egzemplarzach protokół będzie inny i zadziałają tylko te nowsze apki.
Jeśli dla odmiany chcielibyście skorzystać z jakiejś przydatnej aplikacji, polecam AccuBattery – jedną z cenniejszych funkcji jest ocena stanu baterii w porównaniu do pojemności fabrycznej. Na obrazku poniżej ocena wymienianego rok temu akumulatora w telefonie OnePlus 3.
To wciąż tania elektronika z Chin
Teraz garść ostrzeżeń:
- Nie mamy pewności, co tak naprawdę zamawiamy i jaką funkcjonalność będzie miało dostarczone urządzenie. Jeśli dostaniemy jakąś instrukcję obsługi, to jest spora szansa, że będzie ona niezgodna z dostarczonym sprzętem. Tak było u mnie – ani papierowa wkładka ani pobrany z sieci PDF z opisem modelu J7-C nie odpowiadały temu, co rzeczywiście potrafiło urządzenie (ten opis i ten opis opis sugerują, że jeden model ma różne… wersje?)
- Nieznane parametry techniczne. Ten punkt łączy się z poprzednim, ale piszę o nim osobno bo to wyklucza miernik z zastosowań profesjonalnych. Dokumentacja papierowa mówi o 5 A maksymalnego natężenia, ekran regulacji w urządzeniu pozwala ustalić górny limit poboru prądu na… 15 A. Nie wiem, który wariant jest prawdziwy, ale ewentualne eksperymenty lepiej przeprowadzać na ceramicznej podstawce, z wiaderkiem piasku lub kocem gaśniczym pod ręką.
- Jakość obsługi klienta kuleje, miernik zamawiałem dwukrotnie. Za pierwszym razem otrzymałem wariant z chińskimi napisami na obudowie i bez modułu Bluetooth. Reklamacja pozwoliła na odzyskanie 5 dolarów i zajęła tyle czasu, że pod koniec procesu żałowałem jej rozpoczęcia.
- Aplikacja pomiarowa dla systemu Android jest dostępna poza sklepem Google Play i nikt nie zagwarantuje, że wewnątrz nie znajdziemy jakichś niespodzianek. Najlepiej więc instalować ją na telefonie używanym wyłącznie do tego celu.
- Aplikacje dla Androida są przeznaczone dla podobnych mierników, różniących się jednak protokołem transmisji. Trafienie we właściwą wersję to kwestia prób i błędów.
Zostaliście ostrzeżeni.
Co jeszcze możemy zmierzyć?
Do dalszych eksperymentów użyłem powerbanka Natec QC-100 10000mAh (trochę staroć, tutaj znajdziecie nowsze modele). Jest on zgodny ze standardem QuickCharge 3.0 ale tylko… na wyjściu. Gdy pustego powerbanka podłączyłem do stacjonarnej ładowarki Unitek Y-P537A (zgodnej z Quick Charge 2.0), był w stanie czerpać z niej jedynie 6.5 wata mocy (5 V, 1.3 A). Trzeba mu jednak oddać, że jest w stanie podawać podwyższone napięcie QC 3.0 aż do wyczerpania wbudowanej baterii.
Powerbank okazał się najbardziej wybredny, jeśli chodzi o jakość kabla którym go ładujemy. Na jednym kablu osiągałem 1.3 A, na bliźniaczo podobnym już tylko 0.6 A. To oznacza dwukrotnie wydłużony czas ładowania!
Na ciekawy problem natrafiłem, gdy podłączyłem do Nateca sportową kamerkę Mobius Maxi. Wszystko grało, dopóki kamera ładowała swój wewnętrzny akumulator (prądem 0.5 A). Po jego napełnieniu pobór prądu spadł do poziomu poniżej 0.08 A a przy tak niskich wartościach powerbank wyłącza się – najwidoczniej uznając, że żadne urządzenie odbiorcze nie jest podłączone. To sprawiało, że Natec nie może służyć mi jako niezawodne źródło energii do długich sesji nagraniowych, bo ponowna aktywacja ładowania wymaga wciśnięcia przycisku.
Do zastosowań sportowych używam więc leciwego powerbanka GoodRam 4400 mAh z roku 2014. Nie ma on żadnego przycisku włączającego zasilanie, port wyjściowy jest cały czas pod napięciem. Nie wiem, czy tą samą cechą charakteryzują się nowsze modele.
Jak szybko wyładować telefon
Przygotowując niniejszy tekst wielokrotnie ładowałem akumulatory kilku telefonów. Zabawna sprawa – w dzisiejszych czasach dwukrotnie mniej czasu zajmuje naładowanie telefonu niż jego intencjonalne rozładowanie. Oto, jak wygląda wykres rozładowania i ładowania telefonu OnePlus 3.
Do szybkiego rozładowania używałem aplikacji Generic Batery Drainer która aktywuje jednocześnie wszystkie odbiorniki energii w telefonie – wysyca w stu procentach procesor i układ graficzny, włącza lampę LED, aktywuje GPS, WiFi i Bluetooth – a to wszystko przy aktywnej blokadzie usypiania i maksymalnej jasności ekranu. Jedyny sposób na szybsze rozładowanie to chyba tylko podłączenie prądożernego urządzenia do portu USB, ale bałem się uszkodzić telefon – nigdzie nie znalazłem informacji, czy wbudowany hub dysponuje zabezpieczeniem przed zbyt dużym obciążeniem.
OnePlus zachowywał podczas rozładowania temperaturę niższą niż 30 stopni Celsjusza, lecz Samsung Galaxy S7 wymagał aktywnego chłodzenia wentylatorem – tylko tak dało się utrzymać go poniżej 50 stopni. Na warsztat wziąłem też HTC One M9 z legendarnym procesorem Snapdragon 810 – zanim zdążyłem sprawdzić temperaturę, przepalił dziurę w biurku i wtopił się w podłogę.
Jeden standard by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać
Dlaczego nie napisałem dotąd o standardzie USB Power Delivery i możliwości przesyłania nawet 100 watów energii przez kabel USB-C (z wtyczkami typu C na obu końcach)? Przecież 20 V i 5 A powinno wystarczyć każdemu!
Rzeczywistość jak zwykle pozostaje w tyle za reklamami. Po pierwsze nie wszyscy producenci są zainteresowani wdrożeniem tego standardu, np. OnePlus nadal trzyma się własnego rozwiązania (nazywanego ostatnio Warp Charge). Po drugie niewiele ładowarek zaoferuje pełny wybór napięć oraz tak duże maksymalne natężenie prądu. Po trzecie ze standardu PD zaczynają pączkować standardy pochodne, np. Galaxy Note 10 Plus będzie ładowany z mocą 45 W tylko z ładowarki obsługującej USB PD 3.0 PPS (Programmable Power Supply).
Portal Android Authority opublikował świetny tekst o stanie USB-C w roku 2020. Znajdziemy tam m.in. wykresy pokazujące moc ładowania kilku modeli telefonów z ładowarek różnych typów.
Problemy z kompatybilnością mogą po części wynikać ze zbyt dużych ambicji projektantów. Jeden standard wtyczek ma obsługiwać USB 3.1 (i wcześniejsze), dostarczać prąd, przesyłać dane i wideo (DisplayPort, Thunderbolt, HDMI) – tymczasem nie do wszystkich portów w pecetach i laptopach da się doprowadzić komplet niezbędnych linii sygnałowych i zasilających. Może się więc zdarzyć, że będziemy musieli zapamiętywać, który kabel lubi się z którym portem i urządzeniem peryferyjnym – szczególnie, gdy któreś z tej trójki będzie balansować na granicy zgodność ze specyfikacją.
Czy mój telefon ma szybkie ładowanie?
Zajrzyj na stronę internetową swojego modelu, producenci zwykle nie przegapią okazji do pochwalenia się taką cechą. Qualcomm tutaj publikuje PDF z aktualną listą urządzeń zgodnych z kolejnymi wersjami QuickCharge, wśród popularniejszych serii znajdują się: Xiaomi Mi, Redmi Note, Samsung Galaxy, LG G_, Sony Xperia, HTC One, Motorola Moto X (oraz bardzo wiele innych).
Co z ładowaniem bezprzewodowym?
Wolniejsze, marnuje połowę energii, może nie działać z grubszymi etui ochronnymi. Lepiej podłącz kabel.
Zamiast zakończenia
Nasi bohaterowie nie są jak wasi bohaterowie.
W tym tekście znajdują się linki afiliacyjne. Jeśli z nich skorzystasz, dostanę niewielką prowizję od Twoich zakupów. W zamian będę cyklicznie publikował informacje o finansowej stronie bloga – z uwzględnieniem takich właśnie przychodów.
O autorze: zawodowy programista od 2003 roku, pasjonat bezpieczeństwa informatycznego. Rozwijał systemy finansowe dla NBP, tworzył i weryfikował zabezpieczenia bankowych aplikacji mobilnych, brał udział w pracach nad grą Angry Birds i wyszukiwarką internetową Microsoft Bing.
O autorze
12 odpowiedzi na “Fantastyczne ładowarki USB i jak je znaleźć”
Ciekawy post, jednak zabrakło mi więcej informacji o ładowaniu bezprzewodowym.
Od nowości (styczeń 2020) ładuję swojego iPhone’a 11 głównie ładowarką bezprzewodową w pracy, starając się go nie przegrzewać, utrzymywać poziom baterii pomiędzy 30-80%, i stan baterii raportuje 98% jej żywotności. Zgodzę się, że jest wolniejsze (ale w pracy nie zależy mi na szybkości ładowania), zużywa więcej energii (telefon nagrzewa się bardziej, niż przy zwykłym ładowaniu, jednak czy naprawdę są to aż tak duże straty?), ale radzi sobie przy lekko grubszym etui. Wydaje mi się jednak, że znacznie oszczędza to port ładowania (w moim poprzednim OnePlusie 6 już po roku używania zauważyłem zużycie portu), który może być ciężej wymienić, w porównaniu do baterii.
O ile mnie pamięć nie zmyla, to za pomocą przejściówki RS232 przedstawionej na zdjęciu nie uda się nam podłączyć szeregowej myszy do 25 pinowego gniazda RS w komputerze, nie ten gender 🙂
Tym kablem połączymy urządzenie z 25 pinowym gniazdem (modem, drukarkę, skaner, itp.) z 9 pinowym gniazdem w komputerze.
btw. mam jeszcze w szufladzie małą kostkę o nazwie 'gender changer’ zmieniającą płeć wtyczki DB9, niestety tylko w jedną stronę F -> M.
Ha, to prawda! Jednocześnie nie pamiętam z Dawnych Czasów żadnej drukarki z portem szeregowym, nawet w ośmiobitowcach zawsze było jakieś złącze krawędziowe z szyną równoległą.
A do zmiany płci spotykało się dwustronne wtyczki, dzięki temu dało się zrobić kabel null-model z takiej wtyczki i przedłużacza szergowego.
OKI ML320 miały taki interfejs w opcji, używane np. w bankach z terminalami unixowymi
O ile mnie skleroza nie myli, to gender tej przejściówki jest odwrotny niż w podpisie. Jak ma szpilki to jest męska a jak dziurki to damska.
A ja mam gender changer dla portu 25 pinowego, LPT 🙂
Mam telefon Ulefone power 5. Ma ładowarkę 5v/5A. Niestety Chcąc kupić drugą ładowarkę i kabel, musiałem u chińczyka oryginały zamówić. Nikt nie sprzedaje ładowarek i kabli o takich parametrach. A potestowałem ich trochę.
Artykuł niestety ale jest słaby. Właśnie powinno się ładować powolnymi ładowarkami żeby nie męczyć ogniw zbyt gwałtownymi procesami chemicznymi. Sam używam i polecam Aukey PA-T16 oraz CC-T8 dlatego że na obu gniazdach jest zawsze dostępne szybkie ładowanie niezależnie co jest podpięte do drugiego ale używam ich do zwykłego ładowania bo swoją wydajnością prawidłowo zasilają urządzenia podłączone przez trzymetrowy przedłużacz.
A tam pitolisz koleś,że powinno się powolne ładowarki do ładowania dawać. Ja uzywam ładowarek do telefonów które ładują telefon w 5,10 minut ! Sony,xperie,samsungi i td i tp. Zadne ogniwa przez długie lata nie straciły na zywotności lub popsuciu. Skoncz szkole i poucz sie doswiadczenia,praktyki,wiedzy i td i tp i wtedy pisz. Bo to co napisales to wyssane z netu od innych ludzi baranow i debili z palca. Zastanów się. Nie pozdrawiam 🙂
taaaaa…
O ile mnie skleroza nie myli, to gender tej przejściówki jest odwrotny niż w podpisie. Jak ma szpilki to jest męska, a jak dziurki to damska.
Nie znalazłem w artykule wzmianki o bezpieczeństwie, a to bardzo ważny element. Niestety wiele ładowarek (chińskich) pomimo nawet przyzwoitych osiągów jest beznadziejnie zbudowana pod kątem bezpieczeństwa i odpowiedniej separacji niskiego napięcia od 230V. Gdyby ktoś był zainteresowany tematem, polecam poszukać na YT kanałów diodegonewild albo bigclive i znaleźć odcinki z autopsji łądowarek. Polecam na przykład ten https://www.youtube.com/watch?v=w-p3GXXFfQw (praktycznie brak izolacji w trafo poza lakierem na uzwojeniu)