Dzisiaj dwa tematy. Pierwszy: Informatyk Zakładowy jest od początku kwietnia czasopismem wpisanym do rejestru dzienników i czasopism prowadzonym przez Sąd Okręgowy we Wrocławiu a ja jestem jego redaktorem naczelnym i wydawcą. Szczegóły w dalszej części tekstu.
Drugi – niniejszy blogasek będzie prowadzony w sposób przejrzysty i otwarty, co oznacza, że dziś po raz pierwszy macie okazję zajrzeć w statystyki oglądalności i wynik finansowy. Do tematu będę cyklicznie powracał, dziś opiszę dodatkowo pierwotną koncepcję serwisu, porzuconą pół roku temu.
Newsletter
W niniejszym tekście znajdziesz statystyki bloga i dowiesz się, ile na nim zarobiłem, ale subskrybenci newslettera przeczytali ten tekst już w niedzielę. Chcesz do nich dołączyć i też otrzymywać takie informacje przed innymi? Wystarczy, że podasz imię oraz e-mail w ramce poniżej:
Wstęp w którym pokazuję, że z niejednego repozytorium kod zaciągałem
W dotychczas opublikowanych tekstach jakoś nie było okazji się przedstawić, co niniejszym nadrabiam. Możesz pominąć ten rozdział w całości.
Nazywam się Tomek, programuję od 30 lat, za pieniądze programuję od 20 lat.
Ścieżka, którą pokonałem do tej pory w branży IT, była dość pokręcona. Jeszcze w czasie studiów na Uniwersytecie Wrocławskim zacząłem pracę w ComputerLandzie (obecnie Sygnity) przy systemach finansowych i bazodanowych. Po kilku latach przerzuciłem się na programowanie komputerów pokładowych w tramwajach i autobusach. Następnie dostałem się do Microsoftu, gdzie brałem udział w pracach nad wyszukiwarką BING.
Po godzinach zacząłem wówczas programowanie mobilek i przez kilka lat hobbystycznie rozwijałem Transportoida – mobilny rozkład jazdy komunikacji miejskiej dla kilkudziesięciu polskich miast. Projekt ten był niesamowitą przygodą i wiązały się z nim bardzo różne historie, ale finansowo nie spinał się ani trochę, ostatecznie sprzedałem go w roku 2014. Gdy Microsoft zamknął biuro we Wrocławiu, kontynuowałem przygodę z Androidem w Intive, następnie zaś w PGS Software, gdzie pracuję do dziś. Obecnie zajmuję się analizą danych i machine learningiem.
Od dawna śledzę zagadnienia związane z bezpieczeństwem informacji oraz bezpieczeństwem aplikacji mobilnych. Spore zainteresowanie wzbudził w 2017 roku mój raport, w ramach którego przeanalizowałem poziom bezpieczeństwa aplikacji mobilnych wydanych przez polskie banki (prace sponsorował mój pracodawca, PGS Software).
Ten przydługi wstęp pokazuje, że wielokrotnie zmieniałem swoją specjalizację, o ile więc nie zgłębiłem stuprocentowo żadnego z obszarów, o tyle przekrojowa wiedza z wielu dziedzin często przydawała mi się w projektach o zupełnie innej tematyce.
Dłuższy czas chodziła za mną myśl, w jaki sposób mógłbym podzielić się zdobytą wiedzą. Najbardziej oczywisty pomysł to edukowanie “na żywo” – prowadziłem kilka szkoleń wewnętrznych i zewnętrznych, kilkukrotnie wykładałem też autorskie przedmioty w Instytucie Informatyki Uniwersytetu Wrocławskiego. Uczenie bywa fajne, ale jest bardzo czasochłonne no a wiedza przekazywana jest niewielkiej liczbie osób naraz.
Pomysł pierwszy (nie wypalił)
Skoro nie szkolenia, to może kursy online? Brzmi jak plan – robi się je raz a potem kasa już bez końca wlatuje sama. Od początku wiedziałem, że będę chciał edukować w zakresie bezpieczeństwa IT, na poziomie podstawowym i średnio zaawansowanym. Nie jest to wiedza intuicyjna. Rzadko kiedy coś na ten temat można usłyszeć w szkole, prawie nigdy – w telewizji. Większość ludzi nie zna więc dobrych praktyk ani przydatnych narzędzi, zaś przeciętny poziom bezpieczeństwa osobistego w sieci jest niewysoki.
Tutaj wchodzę ja, cały na biało, z pełnym wyborem multimedialnych kursów, dzięki którym każdy zainteresowany przeszkoli się w zakresie zarządzania hasłami, tworzenia kopii bezpieczeństwa, szyfrowania nośników danych i tak dalej. Wszystko, co potrzebne w domu i małej firmie. Był tylko jeden problem – jak dotrzeć do potencjalnych klientów z informacją, że takie produkty się pojawiają i warto rzucić na nie okiem?
Cóż – skoro istnieje już kilka poczytnych serwisów zajmujących się bezpieczeństwem, to może udałoby się wejść w kooperację? Mamy połowę roku 2019 i o ile wszyscy, których miałem na myśli, prowadzili specjalistyczne szkolenia z bezpieczeństwa (z trenerem obecnym osobiście), o tyle nikt nie miał w ofercie podstawowych kursów online dla klienta masowego. Mój pomysł był więc taki: ja produkuję kursy, serwis partnerski umieszcza je w swojej ofercie, problem dotarcia do potencjalnych klientów sam się rozwiązuje, zyski ze sprzedaży są dzielone.
Aby wyjść z taką ofertą musiałem mieć jakąś próbkę jakości swojego produktu, więc zacząłem pisać, nagrywać, ilustrować i montować Kurs Obsługi Menedżera Haseł (pod tym linkiem znajdziecie ukończony produkt, który można brać i kupować). Wiedziałem, że z właścicielami potencjalnych serwisów partnerskich będę miał okazję spotkać się jesienią na jednej z imprez branżowych, więc skupiłem się na produkcji. Kto przygotowywał multimedialne materiały edukacyjne ten wie, że zajmuje to naprawdę dużo czasu.
Ponieważ żadne warunki partnerstwa nie były jeszcze z nikim przedyskutowane, wymyśliłem markę Informatyk Zakładowy i w wolnej chwili przygotowałem landing page (stronę-zajawkę) z informacją o nadchodzącej ofercie oraz możliwością subskrybowania newslettera. Oczywiście na początku nikt na stronę nie zaglądał, ale miałem kilka pomysłów na jej wypromowanie skutkujące najpierw zapisami na newsletter a potem oczywiście zakupami.
Landing wyglądał tak:
Podczas produkcji rozglądałem się za jakimś systemem do automatycznego przyjmowania płatności, wystawiania faktur, udostępniania treści i tak dalej. Trafiłem na polską platformę do e-learningu, której zasady sprzedaży i utrzymania okazały się mocno kontrowersyjne. Napisałem o tym artykuł opublikowany gościnnie na Zaufanej Trzeciej Stronie, w stopce miałem podlinkowanego mojego landing page i nagle po opublikowaniu tekstu w jeden dzień na stronie pojawiło się 450 osób! Co więcej, 80 z nich zapisało się na newsletter!
Wykres odwiedzalności strony wyglądał wówczas tak:
Mowa oczywiście o odwiedzinach na landing page czyli stronie, której zawartość ogląda się jednokrotnie. Nie spodziewałem się żadnych powracających czytelników, cieszyła mnie natomiast duża liczba osób, które zasubskrybowały newsletter.
Jednocześnie słuchałem i czytałem w dużych ilościach blogi o blogowaniu, czyli wszystkie podcasty i wpisy w których różni autorzy opowiadali o swoich doświadczeniach z prowadzeniem biznesu online. Najcenniejsze były materiały “od kuchni” – o narzędziach, sposobie tworzenia marki osobistej, radzeniu z przeciwnościami i zniechęceniem.
Szczególnie cenię sobie następujących autorów:
- Michał Szafrański, blog “Jak oszczędzać pieniądze” – wzór otwartości i przejrzystości; czytywałem go od dawna i podziwiam za budowaną latami wiarygodność. Cykl artykułów o wydawaniu książki – złoto; Michał jest też przykładem inspirującego sukcesu finansowego osiągniętego solo.
- Ola Budzyńska, blog „Pani Swojego Czasu” – za serię podcastów “PSC od kuchni” w których opowiada o budowie i skalowaniu biznesu online. Szczególnie zaś – za historie o pomyłkach i sposobach radzenia sobie z ich konsekwencjami.
- Maciej Aniserowicz, blog devstyle.pl – za publikowanie finansowych zestawień bloga i demonstrowanie, w jaki sposób radzić sobie z hejtem i zawiścią. Oraz żelazną konsekwencję w realizowaniu pomysłów według swojego planu i pokazanie, że rację miał on a nie hejterzy. Podglądam proces sprzedaży, umiarkowanie nienatrętny a skuteczny.
- Jason Hunt, jasonhunt.store – za umiejętność opowiadania historii i pokazywanie, że umiejętność opowiadania historii ma kluczowe znaczenie podczas opowiadania historii
Wracając do tematu oprogramowania wspomagającego sprzedaż – nie udało mi się znaleźć niczego spełniającego oczekiwania, więc siadłem i w trzy wieczory napisałem skrypty łączące PayU z iFirmą oraz MailerLite. Udana płatność skutkuje wysłaniem faktury oraz dopisaniem do listy dystrybucyjnej, która automatycznie przesyła informację o dostępie do wszystkich odcinków kursu.
W połowie października opublikowałem pierwszy, gratisowy odcinek – możesz go zobaczyć poniżej.
W czwartek 24-go października wysłałem na listę mailingową informację o rozpoczęciu przedsprzedaży. Dostępne były dwa warianty – dla jednej rodziny (45 zł) oraz dla trzech rodzin (89 zł). Landing zmienił się na taki:
W piątek rano okazało się, że… sprzedałem pierwszy egzemplarz kursu! Cieszyłem się jak dziecko. Serio, to było naprawdę motywujące – ktoś uznał mój kurs za przydatny i wydał na niego pieniądze! Dwa dni później sytuacja się powtórzyła – miałem więc dwóch klientów skonwertowanych z listy mailingowej liczącej 80 osób. Not great, not terrible. Teraz wystarczyło tylko znaleźć sposób, aby ofertę poznało więcej ludzi.
Płatny ruch – czy to się zepnie
Wypróbowałem kilka alternatywnych metod dotarcia do potencjalnych klientów. Płatne reklamy w Google i na Facebooku nie wypaliły. Przed premierą kursu przeznaczyłem na nie 200 zł aby sprawdzić skuteczność kierowania ruchu na landing page (było w tym kilkadziesiąt wirtualnych złotych z jakichś kodów czy promocji). Sprowadzenie jednego widza przez Google kosztowało ponad złotówkę, w Facebooku około 50 groszy. Zapisy na newsletter oscylowały jednak w okolicach zera a przecież namówienie kogoś do podania e-maila jest znacznie łatwiejsze, niż namówienie do wydania pieniędzy. Oczywiście moje eksperymenty były mocno amatorskie, ale nawet, gdybym nauczył się sprowadzać ruch kilkukrotnie taniej, nadal nie było szans na zwrot z takiej inwestycji.
Ponieważ zbliżał się okres bożonarodzeniowy, postanowiłem wypróbować reklamę w interesującym skądinąd newsletterze Artura Kurasińskiego. Założyłem, że odbiorcy newslettera mogą być zainteresowani zakupem kursu na prezent, więc umówiłem się na dwie emisje w listopadzie i dwie w grudniu (ostatecznie reklama poszła w pięciu newsletterach). Dość powiedzieć, że za 615 zł nabyłem kliknięcie reklamy przez… jakąś setkę osób, z których zero kupiło kurs. Jeden z bardziej chybionych zakupów w życiu. Na wykresie poniżej widzicie odwiedzalność strony, na czerwono zaznaczyłem dni emisji newslettera.
Dopuszczam myśl, że moje kreacje reklamowe były niedostatecznie interesujące, ale wiecie, z zerową skutecznością dyskutuje się ciężko. Wychodziło na to, że człowiek znikąd, bez społeczności i wyrobionej marki, nie ma dużych szans na kupno ruchu w cenie niższej niż późniejsze przychody ze sprzedaży.
Jeśli chodzi o współpracę partnerską z istniejącymi serwisami zajmującymi się bezpieczeństwem, to – mając już gotowy kurs – skontaktowałem się osobiście albo e-mailowo z osobami prowadzącymi cztery wytypowane witryny. Rezultat: w trzech przypadkach dostałem grzeczną odmowę, w jednym przypadku odpowiedzi nie było wcale.
Można więc powiedzieć, że plan A opierający się na skorzystaniu z popularności cudzych serwisów nie wypalił. Oto wykres tygodniowej oglądalności z całego roku 2019, znaczna większość pochodziła z jednego gościnnego artykułu, który nie kosztował mnie nic.
Jedyną opcją był więc plan B – zostać poczytnym blogerem, wyrobić sobie markę osobistą, zdobyć stałych czytelników i szukać klientów wśród nich.
Pomysł drugi (w realizacji)
W teorii założenie poczytnego blogaska jest bardzo proste – należy regularnie pisać w sposób na tyle interesujący, żeby stali czytelnicy polecali innym moje artykuły. A jak ci inni wejdą na stronę, to powinni znaleźć tam interesujące artykuły, zostać stałymi czytelnikami i mieć co polecać swoim znajomym, żeby ci znajomi weszli i dalej już wiecie. Potoczy się samo.
Profil bloga Informatyk Zakładowy jest prosty – piszę o rzeczach, których zwykły człowiek nie wie, ale może dowiedzieć się od swojego firmowego informatyka zakładowego, czyli człowieka najlepiej znającego się na komputerach spośród wszystkich wokół. Czasem będą to porady dotyczące bezpieczeństwa, czasem wskazówki jak coś zrobić sprytniej, czasem ogólne wymądrzanie na tematy związane z komputerami i technologią.
Wiem, że potrafię pisać – na przełomie tysiąclecia byłem współpracownikiem śp. magazynu komputerowego CHIP, robiłem w nim testy sprzętu i pisałem artykuły, którym udawało się stosunkowo gładko przechodzić przez redakcję i korektę. Dodatkową zaletą blogaska jest to, że nie ogranicza mnie narzucona w papierowym magazynie objętość tekstu, mogę pisać aż do wyczerpania tematu (albo czytelnika, buhaha). Z perspektywy dwudziestu tekstów widzę, że najbardziej pasuje mi dłuższa forma. Na pewno odrzuci to wielu czytelników, ale mam nadzieję, że nadrobię to większym przywiązaniem tych, którzy lubią długie artykuły i prawie nigdzie ich nie znajdują.
Zdjęcie mojego artykułu z CHIP-a 11/2000, znalezionego na regale w Muzeum Gry i Komputery Minionej Ery. Miejsce jest absolutnie magiczne i jeśli tylko będąc we Wrocławiu zechcecie mądrze spędzić godzinę albo trzy, to koniecznie! Obok jest Kolejkowo, też bardzo warto.
Restart serwisu miał miejsce w pierwszej połowie stycznia 2020. Zacząłem od tekstu o obronie Androida przed atakiem, instrukcji dopisania się do Rejestru danych kontaktowych osób fizycznych, artykułów o sumach kontrolnych oraz robieniu lepszych zrzutów ekranu w systemie Windows. Linki wysyłałem do Weekendowej Lektury i efekt był taki:
Pamiętacie wykres z listopada i grudnia? Wtedy wydałem ponad pół tysiąca złotych i w dwa miesiące miałem dwustu czytelników odwiedzających stronę ofertową. Teraz napisałem cztery artykuły i nagle czytelników bloga było ośmiuset w samym tylko styczniu.
W lutym napisałem obszerny i bogato ilustrowany przewodnik po Google Family Link. Wiedziałem, że to będzie taki evergreen, który będzie się dobrze klikał przez długi czas, bo nie wszystko w Family Linku jest intuicyjne a brakowało dobrych materiałów na jego temat w języku polskim. Przewodnik ten spodobał się Adamowi z Zaufanej Trzeciej Strony, który wrzucił odnośnik na swojego Twittera. I nagle oglądalność zrobiła się taka:
TYSIĄC odwiedzających jednego dnia! Siedziałem sobie w fotelu i tylko gapiłem się na licznik jednoczesnych czytelników na stronie – było ich ponad 70! (na wykresie widać też styczeń, więc łatwo porównać statystyki)
Skąd biorę tematy? Gdy tylko podjąłem decyzję o realizacji poczytnego blogaska, zacząłem notować sobie wszystkie pomysły, jakie tylko przychodziły mi do głowy. Przeliczyłem je przed chwilą, jest ich teraz w kolejce jakieś 60. Wystarczy na rok z okładem a jest praktycznie pewne, że za rok kolejka ta będzie dłuższa, bo pomysłów przybywa szybciej niż artykułów.
W marcu przygotowałem bardzo pracochłonny materiał o tym, jak wygląda proces instalacji i aktywacji ośmiu najpopularniejszych komunikatorów mobilnych. Masa roboty a efekt praktycznie żaden, nikt nie czytał. Cóż – nie zawsze trafię w gusta czytelników. Z tego tekstu powstanie za to materiał “making of”, bo opracowany proces tworzenia filmików jest prosty i efektywny.
Potem rozpoczęła się przymusowa izolacja wywołana epidemią koronawirusa i znienacka zadebiutowała aplikacja Kwarantanna Domowa. Tego samego dnia opublikowałem tekst o clickbaitowym tytule “Aplikacja »Kwarantanna domowa« czyli jak szybko wydać aplikację gdy jest się rządem” – to był strzał w dziesiątkę. Gdy w środku aplikacji wydanej przez Ministerstwo Cyfryzacji znajdziemy bony do Leclerca, efekt kuli śnieżnej jest gwarantowany. Najpierw Twitter Z3S, potem tysiące wykopnięć na Wykopie, w efekcie na stronie miałem jednocześnie ponad 150 osób. Wykresy były takie (dla porównania widać też styczeń i luty):
Koronawirus dostarczył wielu ciekawych tematów, więc pomysły zapisane w kajeciku tkwiły tam nadal. Nie mogłem przecież w styczniu przewidzieć, że w marcu i kwietniu trafią się tak dobrze żrące tematy z pogranicza mobilek, prywatności i bezpieczeństwa, a o tym potrafię pisać długo i z sensem.
Tym bardziej nie mogłem się spodziewać, że zaczną kontaktować się ze mną dziennikarze z mediów tradycyjnych – trafiłem do podcastu Polityki Insight, pomagałem autorom Fundacji Panoptykon w zrozumieniu szczegółów technicznych aplikacji i protokołów do śledzenia kontaktów społecznych, tłumaczyłem tematy związane z Kwarantanną Domową autorom piszącym do Newseeka, Pulsu Biznesu, Dziennika Gazety Prawnej. Wielu z nich pytało, czy dwa i pół miliona złotych wydanych przez ministerstwo na aplikację to dużo czy mało. Odpowiadałem, że chyba bardzo dużo, ale nie wiadomo na pewno bo nie znamy dokładnego zakresu umowy o wykonanie i serwisowanie aplikacji.
A potem dostałem z ministerstwa kopię umowy i już wiedziałem, że nowy tekst będzie się klikał jak wściekły, bo po pierwsze będzie o pieniądzach, a po drugie jako programista z długim stażem mogę autorytatywnie napisać, dlaczego w tym przypadku dwa i pół miliona złotych to wielokrotnie za dużo. Miałem rację – linkowały do mnie Z3S, Niebezpiecznik i Sekurak (triple achievement unlocked), także Wykop wystartował w kosmos praktycznie od razu. Oto wykresik z końcówką kwietnia – jedenaście tysięcy odsłon jednego dnia:
Będę szczery. Spodziewałem się dobrych wyników, ale i tak widok statystyk na żywo zatykał mi dech:
Mijał wówczas czwarty miesiąc blogowania. Niniejszy tekst piszę 26 maja 2020 i obecne statystyki bloga wyglądają tak:
Stan bieżący od początku roku: 48 tysięcy użytkowników, 59 tysięcy sesji, 77 tysięcy odsłon. Mogę szczerze powiedzieć, że przekracza to moje oczekiwania, ale jednocześnie potwierdza, że oryginalna treść dobrej jakości będzie czytana.
Informatyk Zakładowy w social mediach i zwykłych mediach
Widzicie już, jaką dziką jazdą jest klikalność przebojowych artykułów. Gdy zaczynałem pisać, spodziewałem się raczej, że z każdym nowym artykułem oglądalność troszkę wzrośnie a fanów w social mediach nieznacznie przybędzie – zaś ja po roku będę mniej-więcej wiedział, jaka jest dynamika wzrostu i w ogóle. Ale byłem głupi.
Tak naprawdę większość tekstów, jakie publikuję, nie ma widocznego wpływu na oglądalność. Wrzucam je na stronę, wykres robi małą hopkę i po dniu albo dwóch wraca do położenia bazowego. Nie mam problemu z tym, aby pisać dalej, bo wiem z doświadczenia, że stali czytelnicy pojawiają się wtedy, gdy serwis dostarcza wartościowe treści systematycznie i przez dłuższy czas. Czasem jednak zdarzą się takie hiciory, jak teksty o aplikacji Kwarantanna Domowa no i wtedy wszystko przyspiesza straszliwie.
Na początku stycznia fanpage na Facebooku miał wśród fanów mnie, szwagra i jeszcze dwóch albo trzech kolegów. Na Twitterze był jeden samotny follower, który wziął się znikąd. Po pierwszym popularnym tekście miałem jedenastu followersów na Twitterze i piętnastu na Fejsie (wiem, bo notowałem). Puściłem zaproszenie do wszystkich facebookowych znajomych, liczba fanów skoczyła do 70.
No i tak to potem żarło – każde zacytowanie lub udostępnienie przez Znanych i Lubianych bywalców social mediów owocowało skokowymi wzrostami. Artykuł z szacowanymi kosztami produkcji Kwarantanny sam “zarobił” ponad 400 followersów na Twitterze, jest ich tam teraz 726 zaś na Facebooku – 333 fanów.
Nie wchodzę w obszary, których nie rozumiem – jak Instagramy, TikToki i inne tego nowomodne wynalazki. Na LinkedIn wrzucam linki, ale na razie nie analizowałem żadnych statystyk.
Newsletter subskrybuje obecnie 170 osób (w dwa dni przybyło 16).
Czasopismo Informatyk Zakładowy
Pisuję regularnie o tematach związanych z IT a kilka pomysłów na teksty zahacza o rynek krajowy. Może okazać się, że niektórym osobom czy firmom nie spodobają się prezentowane przeze mnie tezy i wtedy status czasopisma może okazać się przydatny – chociażby z racji tego, że precyzyjnie określa zakres i cechy sprostowania prasowego. Nie bez znaczenia jest też możliwość ochrony tożsamości informatorów, którzy przekazują redakcji informacje.
Od 2 kwietnia 2020 „Informatyk Zakładowy” jest czasopismem wpisanym do rejestru dzienników i czasopism pod numerem Rej Pr 3727 (sygn akt I Ns Rej. Pr 10/20) a ja jestem jego redaktorem naczelnym i wydawcą.
Teraz uwaga – materiałów niezamówionych redakcja nie zwraca. Inna sprawa, że redakcja nigdy jeszcze niczego nie zamówiła ani nie otrzymała.
Aha, gdybyście szukali w sieci poradników dotyczących rejestracji tytułu prasowego, to one są ogólnie w porządku z jednym wyjątkiem – opłata za wpis wzrosła do 100 zł (informacja aktualna w kwietniu 2020 roku).
Wydatki i przychody czyli wynik finansowy
U Szafrańskiego czy Aniserowicza zawsze interesowały mnie wpisy pokazujące finansowy aspekt ich działalności – tak na początku jak i teraz, gdy operują milionami złotych. Po pierwsze można prześledzić ewolucję ich aktywności i osiąganego wyniku finansowego, po drugie wgląd w zaplecze i prawdziwe liczby buduje głębsze zaufanie do nich jako autorów. Tam, gdzie przejrzystości brak, zaufanie bywa budowane na kłamstwie (skrajny przykład to influencerki zadłużające się, by kupić rzeczy, które rzekomo promują na zlecenie znanych marek).
Postanowiłem dzielić się z wami informacjami na temat finansów Informatyka Zakładowego. Poniżej znajdziecie zestawienie wydatków i przychodów związanych z serwisem, będzie ono publikowane cyklicznie.
Uwaga – zestawienie obejmuje wydatki od początku istnienia bloga do dzisiaj, a więc łączy pomysł pierwszy (porzucony) z pomysłem drugim (bieżącym).
Wydatki:
Wydatek | Kwota | Komentarz |
---|---|---|
dwie domeny | 295 zł | za przedłużenie w 2020, bo zostały kupione rok temu, zanim wizja serwisu się wykrystalizowała; jeśli planujesz kupić domenę w nazwa.pl, użyj proszę poniższego kodu – ty dostaniesz -20% upustu a ja prowizję od tego, co wydasz: ps24-9575-2889 |
hosting | 470 zł | za cały rok w Dreamhost, kiedyś używałem tego hostingu do wielu różnych rzeczy, ale został tylko Informatyk Zakładowy; jestem bardzo zadowolonym klientem Dreamhosta od 2005 roku a to jest link do $50 zniżki za hosting (ja też dostanę prowizję) |
MailerLite | 250 zł | wydatek trochę bez sensu, płaciłem za możliwość hostowania landing page w MailerLite na swojej domenie przez 5 miesięcy; jeśli planujesz wydawać tam pieniądze to tu jest kod na zniżkę dla ciebie i prowizję dla mnie: |
reglamy Google | 150 zł | |
reklamy Facebook | 20 zł | plus gratisowe złotówki z promocji |
reklama u Kurasińskiego | 615 zł | |
Vimeo | 281 zł | abonament roczny za hosting filmów z kursu |
Dotpay | 10 zł | aktywacja płatności |
iFirma | 123 zł | jeśli chcesz zacząć korzystać z iFirmy, daj znać, prześlę ci kod zniżkowy na 50 zł |
karta płatnicza | 60 zł | do konta firmowego |
dżingiel dźwiękowy | 37 zł | ze stocka |
logo wąsatego informatyka | 211 zł | licencjonowane bezpośrednio od autora |
rejestracja tytułu prasowego w Sądzie Okręgowym | 100 zł |
W sumie 2622 zł wydane w około 10 miesięcy. Sporo, ale niektóre wydatki są jednorazowe, inne pozycje stanowią nieudane eksperymenty i tak dalej. Powracające minimalne koszty wyniosą jakiś 1000 zł rocznie.
Nie jestem płatnikiem VAT, więc nie podaję rozbicia na netto i brutto bo wszystko mam brutto.
Nie podaję też żadnych kosztów ZUS, bo pracuję na etacie i to w jego ramach mam opłacone wszystkie składki i zaliczki. Prowadząc działalność gospodarczą odprowadzam tylko nadmiarowe składki zdrowotne, które prawie w całości wracają z corocznym PIT-em, więc nie trafiają na tę listę. Na dobrą sprawę tak mała skala operacji sprawia, że mógłbym prowadzić bloga w ramach działalności nierejestrowanej, ale wiąże się to z pewnymi problemami, np. niechętnie podchodzą do takiej sytuacji operatorzy płatności. Łatwiej więc utrzymywać aktywną działalność gospodarczą.
Przychody
Tu znacznie łatwiej o zestawienie:
Źródło | Kwota |
---|---|
dwa kursy menedżera haseł sprzedane w przedsprzedaży w 2019 roku | 90 zł |
jeden kurs sprzedany w marcu 2020 | 49 zł |
honorarium od Fundacji Panoptykon za współautorstwo tekstu o ProteGO Safe | 500 zł |
Razem 639 zł zarobionych na blogu.
Plany na przyszłość
Podstawowy pomysł jest taki, że ja będę regularnie pisał a Wy będziecie regularnie czytali. Układ jasny i przejrzysty.
Gdzieś tam po drodze będą pojawiać się linki afiliacyjne, takie jak rozdział wyżej. Z nimi jest tak, że prowizji nie da się zazwyczaj wymienić na gotówkę, ale to nie szkodzi – wystarczy mi, gdy za hosting czy domenę zapłacę mniej albo wcale. Na razie przychodów z tego tytułu brak.
Docelowo chciałbym, aby oprócz bloga rozwijał się też towarzyszący mu sklepik z kursami online i innymi materiałami edukacyjnymi dotyczącymi bezpieczeństwa i efektywnego wykorzystania komputerów. Na razie gotowy i wydany jest jeden produkt – Kurs Obsługi Menedżera Haseł. Kupuje się go raz dla całej rodziny, więc wszyscy domownicy mogą podnieść swoje bezpieczeństwo online. W najbliższym czasie rozpocznę pracę nad darmowym kursem tworzenia kopii bezpieczeństwa w domu i małej firmie, będzie publikowany w odcinkach na blogu a potem wydany w formie poradnika-broszury. Potem w planach mam kurs bezpiecznego transportu danych na pendrive’ach i dyskach przenośnych. Co dalej – zobaczymy.
Podsumowanie
Przygoda z Informatykiem Zakładowym dopiero się rozkręca, więc nie czas na podsumowania. Wszystko przed nami.
Pozdro
Tomek Zieliński
redaktor naczelny (prawdziwy!)
O autorze: zawodowy programista od 2003 roku, pasjonat bezpieczeństwa informatycznego. Rozwijał systemy finansowe dla NBP, tworzył i weryfikował zabezpieczenia bankowych aplikacji mobilnych, brał udział w pracach nad grą Angry Birds i wyszukiwarką internetową Microsoft Bing.
16 odpowiedzi na “Czasopismo Informatyk Zakładowy i kulisy bloga po raz pierwszy”
Wpisuję w statystyki, jako że do bloga przyciągnął mnie właśnie clickbaitowy artykuł z bonami do marketu. Już wtedy coś mi nie pasowało, bo tekst był naprawdę konkretny, ale sam Autor bliżej nieznany. Dopiero jak doczytałem, że to Autor Transportoida, to przypomniały mi się dawne lata z tą rewelacyjną na owy czas aplikacją, epizodyczna współpraca przy generowaniu danych rozkładowych dla programu. Ale nie wiedziałem, że artykuły w CHIP-ie z czasów wrocławskich to też ten sam Autor 🙂 Tym bardziej cieszy, że pojawiła się nowa inicjatywa, kibicuję rozwojowi bloga!
Ten tekst trochę w stylu M. Szafrańskiego no ale w sumie to chyba nic złego 🙂 lubię tu sobie poczytać choć z zawodu jestem grafikiem 😉 fajny blog. Życzę wytrwałości!
Są tańsze firmy niż nazwa.pl. O wiele tańsze.
A ja się chyba zaliczam do tych poza statystykami, bo jednak preferuję RSS jako kanał powiadomień o nowych materiałach.
jesteś starym człowiekiem, potwierdzona informacja
Czy ja wiem, po prostu to dla mnie jest najwygodniejsze narzędzie. Sam kontroluję czas kiedy mogę zapoznać się z treścią.
A pod Twoim artykułem odniesienie do grup „chip.*”.
I pomyśleć, że mieli własny serwer newsów.
Pozdrawiam kolegę po fachu i przede wszystkim Autora znakomitego Transportoida. Od razu rozpoznałem nazwisko, Tranportoida używałem „od zawsze”. Dziś to już może nie jest aż taka rewelacja, bo sporo serwisów ma podobną funkcjonalność, ale wtedy? Nie zliczę ile razy w pośpiechu klikałem w telefon, żeby sprawdzić, na który przystanek najlepiej pobiec. Dziękuję 🙂
Raport o apkach bankowych też pamiętam, choć tu już nie skojarzyłem kto jest jego autorem. Dobra robota!
Sam blog trzyma poziom. W Androidzie trochę programowałem, choć dawno, ale nie chciałoby mi się teraz grzebać samodzielnie w apkach, więc z zainteresowaniem przeczytałem co w nich siedzi. Brawa za dociekliwość.
Kursu obsługi menadżera haseł raczej nie kupię, bo u mnie wszyscy wyedukowani :), ale jak kiedyś się coś innego pojawi to kto wie?
Pozdrawiam 🙂
295 złotych za dwie domeny to dość dużo, nie zastanawiałeś się nad czymś innym? W OVH możesz mieć domenę .pl za 45 zł netto/rok, czyli ponad 2x taniej niż w nazwa.pl, a korzystanie z drogiego rejestratora żadnych zysków nie przynosi.
Faktycznie dużo, myślałem że różnice są mniejsze. Będzie migrowane, niczego innego tam nie mam.
Fajny tekst. Poprawiłbym tylko „autoratywnie” na „autorytatywnie”. 😉
Cały czas myślę, jak ja na Ciebie trafiłem i nie mogę sobie przypomnieć…
Powodzenia!
Powodzenia, ciekawe teksty. Czasu na czytanie mało, ale jakość artykułów wygrywa z długością 😉 zapisałem się.
Fajny tekst, konkretny. Nie dziwię się, że reklama u Kurasińskiego to pieniądze wyrzucone w błoto. Jego newsletter w założeniu jest dobry, w wykonaniu tragiczny. Wypisałem się po 3 liście, jeden wielki śmietnik. Na początku myślałem, że podpiął się jakiś mega spam i nawet dałem mu o tym znać. Okazało się, że to jego wybór. Dla mnie porażka po całości i obrzydliwy skok na kasę.
Wszystko fajnie no może poza dwoma kwestiami ale obawiam się że pójdziesz w strone W3 (nbzp, z3s, sekurak). Najlepiej byłoby znaleźć pożądaną niszę i o tym pisać.
Co do kosztów działalności gospodarczej: piszesz, że opłacasz tylko składkę na ubezpieczenie zdrowotne, czyli obecnie 362,34 zł miesięcznie, z czego od podatku PIT możesz odliczyć 312,02 zł. Pozostałe ok. 50 zł miesięcznie, czyli 600 zł rocznie, to niewiele jak na własny biznes, ale całkiem sporo w porównaniu z pozostałymi kosztami, więc warto byłoby to uwzględnić w tabeli 🙂
[…] cybsec i edukacji w Kraju.Każdy z nich ma swój styl i swoich odbiorców.Kawałek za nimi jest Informatyk Zakładowy ze swoim sposobem informowania o tym co w cyberTRAWIE piszczy:)No i właśnie Tomek Zieliński w […]