fbpx
Kategorie
Publicystyka

Co z tym Twitterem?

Elon Musk to jeden z najbardziej ekscentrycznych miliarderów obecnych na Twitterze – swoimi wpisami podbijał kursy kryptowalut, wyzywał płetwonurka ratującego dzieci z zalanej jaskini od pedofilów, drwił z szanowanych polityków i promował nie-miotacz-płomieni produkowany przez należącą do niego firmę drążącą tunele.

W tym tekście skupimy się jednak nie na samym Elonie Musku, lecz losach Twittera – sieci społecznościowej kupionej przez niego dokładnie 60 dni temu. Trzęsienie ziemi to zbyt słaba metafora – już w pierwszym tygodniu rządów Muska mieliśmy do czynienia z tornadem, plagami egipskimi i apokalipsą zombie jednocześnie. Wydarzenia toczą się jak w kalejdoskopie zaś – zgodnie z zasadą Alfreda Hitchcocka – napięcie tylko rośnie.

Elon kupuje, potem nie kupuje, a potem kupuje Twittera

Początek roku 2022 przelecimy po łebkach, bo z publikacji prasowych i prześmiewczych tweetnięć i tak nie odtworzymy prawdziwych intencji Muska stojących za planami przejęcia Twittera. Musi nam wystarczyć to, że krytykował Twittera za niedostateczne przywiązanie do ideałów wolności słowa i zapowiadał znaczące zmiany, które miały podnieść zarówno znaczenie platformy jak i liczbę jej użytkowników.

To przynajmniej słyszeliśmy między styczniem a kwietniem, gdy Musk systematycznie skupował akcje Twittera. Gdy jego udziały w akcjonariacie osiągnęły 9% i musiały zostać ujawnione, Musk odmówił dołączenia do władz spółki – zamiast tego zapowiedział wykupienie całej firmy za 44 miliardy dolarów i wycofanie jej z nowojorskiej giełdy. Transakcja, zatwierdzona przez Radę Dyrektorów, musiała być jeszcze przyjęta przez akcjonariuszy i państwowych regulatorów.

Co o przyszłości Twittera mówił wtedy Musk? Zapowiadał pięciokrotne (!) zwiększenie przychodów do roku 2028, wzrost liczby użytkowników oraz przychodów z usług subskrypcyjnych, przewidywał też – ciekawostka – wzrost liczby pracowników z 7500 do 11000.

Już w połowie maja 2022 Musk zaczął się jednak z transakcji wycofywać. Twierdził, że został wprowadzony w błąd co do kondycji serwisu, w którym udział spamu i botów miał być dużo wyższy, niż deklarowane 5%. Podczas tygodni przepychanek kurs akcji spadł, więc w czerwcu do sądu trafił pozew mający zmusić Muska do finalizacji transakcji.

Sąd wyznaczył rozpoczęcie procesu na 28 października 2022, przyparty do muru Musk przejął Twittera dzień wcześniej za 44 miliardy dolarów. W tej kwocie znalazło się 13 miliardów stanowiących pożyczki bankowe oraz 7 miliardów od inwestorów – m.in. saudyjskiego księcia Alwaleed bin Talal oraz Larry’ego Ellisona, właściciela firmy Oracle. Pozostałe 24 miliardy pochodziły w większości ze sprzedaży akcji Tesli i SpaceX należących do Muska.

Kalendarium wydarzeń

Uwaga edytorska: część poniższych informacji pochodzi z moich notatek, inne pozyskałem z mediów amerykańskich. Z tego powodu oznaczenia dat mogą być niekonsekwentne – część wydarzeń miała miejsce wieczorem w Kaliforni, przy dziewięciogodzinnej różnicy czasu w Polsce trwał już kolejny dzień.

26 października – Elon Musk wkracza do siedziby Twittera niosąc kuchenny zlew – angielskie sformułowanie „let that sink in” oznacza „zapamiętajcie to dobrze’’, ale dosłownie znaczy „niech to wsiąknie” lub „wpuśćcie ten zlew”.

27 października – przejęcie firmy zostaje sfinalizowane. Musk natychmiast zwalnia prezesa, dyrektora finansowego i głównego prawnika firmy

28 października – Musk zapowiada powołanie rady moderacyjnej, która będzie konsultowała wszystkie ważniejsze decyzje dotyczące cofania blokad i moderacji treści

1 listopada – miliarder Musk wdaje się w publiczną dyskusję z multimilionerem Stephenem Kingiem na temat tego, ile powinien kosztować niebieski znaczek konta zweryfikowanego, który dotąd wyróżniał konta znanych osób oraz instytucji (chroniąc je przed podszywaniem). Według plotek koszt miał wynosić 20 USD miesięcznie, ale Musk w dyskusji obniżył ją do 8 USD.

Pracownicy Twittera dostają polecenie implementacji takiej funkcji w ciągu tygodnia. Reklamodawcy wolą nie ryzykować emisji reklam podczas rewolucji, więc zmniejszają budżety i zawieszają część kampanii.

4 listopada – Twitter jednego dnia zwalnia połowę z 7500 pracowników. Najpierw wszyscy pracownicy tracą dostęp do wewnętrznych systemów firmy (komunikator, poczta elektroniczna, VPN), potem część z nich dostaje informację o zwolnieniu na prywatne e-maile. List nie jest podpisany imiennie.

Tu warto wskazać, że amerykańskie prawo dotyczące zatrudnienia to miks przepisów stanowych i federalnych, zaś w Kalifornii popularne jest stosowanie „zasady dobrowolności” (at-will employment). Według niej zarówno pracownik jak i pracodawca mogą zakończyć współpracę w dowolnym momencie i bez podawania powodów – z nielicznymi wyjątkami, kosztownymi do wyegzekwowania (zwłaszcza dla pracownika, który właśnie stracił pracę).

Musk zapowiada, że zwolnieni dostaną trzymiesięczną odprawę, czyli miesiąc ponad umowne minimum. Pozostali pracownicy spędzają weekend w biurze, by na czas dowieźć funkcję „niebieskiego znaczka za 8 USD”, przy czym odpowiedzialni za moderację portalu starają się przekonać Muska, że nagła zmiana zasad sprawi kłopoty. Żartownisie i pranksterzy zaczną masowo podszywać się pod znane konta. Musk wie lepiej – przecież nikt nie wyda pieniędzy tylko po to, by robić sobie żarty.

9 listopada – Twitter uruchamia sprzedaż niebieskich znaczków konta zweryfikowanego, serwis zostaje zalany „zweryfikowanymi” kopiami prawdziwych profili. Efekt? Fałszywe konto firmy farmaceutycznej zapowiada dystrybucję darmowej insuliny, akcje lecą w dół. Fałszywy Lockheed Martin zapowiada wstrzymanie sprzedaży broni Stanom Zjednoczonym, akcje lecą w dół. Fałszywy profil Nintendo prezentuje obrazek Mario pokazującego środkowy palec. Liczne podszywki celują w polityków i osoby publiczne – oraz Elona Muska.

Reklamodawców trafia szlag, jeszcze więcej firm ogranicza lub wstrzymuje emisję reklam na Twitterze.

10 listopada – Musk kończy możliwość pracy zdalnej z typowym dla siebie wdziękiem: „jeśli możecie dotrzeć do biura ale się nie pojawicie, traktuję to jak rezygnację”

Na Twitterze fałszywy George W. Bush z niebieskim znaczkiem i fałszywy Tony Blair z niebieskim znaczkiem wspominają stare, dobre czasy, gdy mogli bezkarnie zabijać Irakijczyków.

11 listopada – Twitter wstrzymuje sprzedaż niebieskich znaczków konta zweryfikowanego. Elon Musk, wykpiony przez komentatorów opisujących fiasko projektu, zaostrza reguły dotyczące kont satyrycznych – muszą zawierać słowo „parodia” w nazwie, nie tylko opisie.

Przez krótką chwilę konta oficjalne mają dodatkowy szary znaczek „konto oficjalne”, ale to oznaczenie żyje krócej niż dzień.

Prasa donosi, że z pracy rezygnują szefowie działów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo informacji, prywatność oraz zgodność produktów Twittera z regulacjami. Pracownicy mają od tej pory sami potwierdzać taką zgodność, co w opinii komentatorów naraża ich na duże ryzyko prawne.

13 listopada – Twitter rezygnuje z usług ponad 4000 kontraktorów, czyli pracowników firm zewnętrznych wynajmowanych głównie do moderacji treści.

14 listopada – Elon Musk krytykuje architekturę oprogramowania serwerowego Twittera. Twierdzi, że winne są nadmiarowe, niepotrzebne mikroserwisy, które należy wyłączyć, bo do działania Twittera wystarczy 20% z nich. Pracownik z wieloletnim stażem tłumaczy publicznie, dlaczego to nieprawda. Traci pracę.

Kilka godzin później ma miejsce awaria systemu dostarczającego SMS-y z kodami uwierzytelniania dwuskładnikowego.

15 listopada – na wewnętrznym kanale twitterowego Slacka architekt z kilkunastoletnim stażem krytykuje sposób kierowania firmą. Musk zwalnia jego i około dziesięciu osób, które go poparły. Niebieskie znaczki mają wrócić do oferty 29-go listopada.

16 listopada – Elon Musk zapowiada, że budowa Twittera 2.0 będzie drogą przez krew, pot i łzy, że oczekuje pełnego zaangażowania i że wszyscy gotowi na „ekstremalnie hardcorową” pracę po kilkanaście godzin mają kliknąć potwierdzający link w mailu. Kto nie kliknie – zostaje automatycznie zwolniony, nadal z trzymiesięczną odprawą.

Kilkuset pracowników na firmowym Slacku żegna się z kolegami.

17 listopada – około 1000-1200 pracowników nie klika linku i zostaje zwolnionych. Pracownicy Twittera w Europie też nie klikają i tracą dostęp do systemów wewnętrznych, ale prawo pracy w krajach europejskich nie przewiduje takiego trybu wypowiedzenia (pracodawcą są tu europejskie spółki-córki).

Musk spotyka się z najbardziej cenionymi pracownikami i namawia ich do pozostania. Wiele zespołów mających unikalną wiedzę o architekturze i utrzymaniu Twittera znika w całości lub niemal w całości.

Z powodu obaw przed sabotażem realizowanym przez odchodzących pracowników, biura firmy zostają zamknięte do poniedziałku 21.XI

18 listopada – Elon Musk przykrywa temat odejść głosowaniem dotyczącym odblokowania konta Donalda Trumpa. Niewielką przewagą głosów wygrywa opcja „cofnąć dożywotnią blokadę”. Konto zostaje odblokowane, Donald Trump nie wraca na Twittera.

Pamiętacie o radzie moderacyjnej której powołanie zapowiedziano trzy tygodnie wcześniej? Musk też nie.

Programiści dostają polecenie przesłania Muskowi informacji o dokonaniach z ostatniego półrocza, udokumentowane screenshotami fragmentów kodu. Z takich „dowodów” nie da się oczywiście dowiedzieć niczego o jakości pracy ani wydajności pracownika.

19 listopada – Musk zwalnia szefową sprzedaży, którą namówił do pozostania tydzień wcześniej

20 listopada – system moderacji treści przestaje działać albo nie ma go komu obsługiwać – na Twitterze pojawiają się wątki z całymi filmami kinowymi pociętymi na dwuminutowe fragmenty

21 listopada – Musk odwołuje ponowne uruchomienie sprzedaży niebieskich znaczków do momentu, kiedy możliwe będzie powstrzymanie fałszywek.

W Twitterze pracuje już tylko 2700 osób, z wcześniejszych 7500. Na spotkaniu z załogą Musk informuje, że zwolnienia się skończyły i przyszedł czas zatrudniania.

22 listopada – liczni reklamodawcy zawiesili emisję reklam na Twitterze, na taki krok zdecydowało się między 1/3 a 1/2 pierwszej setki z nich. Musk tnie wydatki i renegocjuje umowy z dostawcami zewnętrznymi.

24 listopada – dzień przed amerykańskim Świętem Dziękczynienia Elon Musk znienacka zwalnia kolejnych kilkudziesięciu inżynierów – ale z zaledwie jednomiesięczną odprawą. Przypomnijmy, że byli to ci pracownicy, którzy zadeklarowali gotowość do poświęceń w budowie „Twittera 2.0” i tydzień wcześniej kliknęli link w mailu. Wielu innych otrzymało ostrzeżenie, że napisany przez nich kod nie jest satysfakcjonujący – oczywiście bez jakichkolwiek kryteriów takiej oceny.

25 listopada – Elon Musk przyznaje, że w razie wywalenia Twittera ze sklepów Google Play i App Store będzie zmuszony do produkcji własnego telefonu. Wszyscy pukają się w głowę i wskazują tuzin nieudanych podejść – zarówno do alternatywnych systemów operacyjnych (Windows Phone, webOS, FirefoxOS, MeeGo, Tizen, Ubuntu Touch) jak i gotowych modeli sprzętu (Amazon Fire Phone, Microsoft Kin).

26 listopada – pracownica irlandzkiego oddziału Twittera, która dziesięć dni wcześniej nie kliknęła linku w mailu, otrzymuje sądowe zabezpieczenie roszczeń przeciwko pracodawcy. Twitter nie może jej zwolnić, choć pozbawił ją możliwości wykonywania pracy. Dwa dni później pracownikom z Holandii i Irlandii spóźni się pensja.

28 listopada – Elon Musk spiera się z Apple o 30% przychodów, które w App Store przypadają operatorowi. Według jego relacji firma Apple grozi usunięciem aplikacji z App Store. Dwa dni później odwiedza kwaterę główną Apple i rozmawia z Timem Cookiem, ale nie udaje mu się wynegocjować niczego w temacie prowizji.

2 grudnia – Twitter oferuje reklamodawcom bonus – podwojenie budżetu tym, którzy wydadzą na reklamy co najmniej pół miliona dolarów.

12 grudnia – Twitter omyłkowo odcina dostęp do serwisu użytkownikom trzydziestu operatorów komórkowych, głównie z rejonu Azji i Pacyfiku.

Przykład nieaktualnego tłumaczenia

Konta firm zamiast niebieskiego mają teraz „złoty” znaczek. Nie ma już czasu na koordynację tłumaczeń na obce języki – o ile zajmujące się tym zespoły jeszcze istnieją a budżet na tłumaczenia nie został obcięty.

Politycy dostali szare znaczki. Cały komplet jest nierozróżnialny dla daltonistów, co podobno łamie amerykańskie przepisy o dostępności płatnych usług dla osób z niepełnosprawnościami. Umówmy się – wobec pozwów zbiorowych wniesionych do sądu przez zwolnionych pracowników, perspektywa drobnej grzywny nie obchodzi totalnie nikogo.

13 grudnia – oficjalne rządowe konta Norwegii są oznaczone jako oficjalne rządowe konta Nigerii

Ukraina znika na cały dzień z listy obsługiwanych krajów, przez co nie da się utworzyć konta uwierzytelnionego ukraińskim numerem telefonu ani otrzymać SMS-a z kodem uwierzytelniania dwuskładnikowego.

Prasa biznesowa donosi, że Twitter od wielu tygodni nie płaci czynszu za biura.

13 grudnia – ta sama prasa informuje, że banki finansujące zakup Twittera zaczęły tworzyć odpisy czyli szykować się na straty wynikające z nieściągalnych należności. Koszty kredytów zaciągniętych na zakup Twittera przekraczają miliard dolarów rocznie. W 2021 Twitter miał pięć miliardów dolarów przychodu (przy 221 milionach straty) ale to liczby z czasów przed Muska – potem przychody poleciały w dół a większość pracowników działu sprzedaży została zwolniona w pierwszej rundzie redukcji.

14 grudnia – Elon Musk, który deklarował absolutne umiłowanie wolności słowa (w granicach prawa) i jako przykład tolerancyjności wskazywał konto śledzące przeloty jego prywatnego odrzutowca, zablokował konto śledzące przeloty jego prywatnego odrzutowca.

Niedługo później regulamin został zmodyfikowany w taki sposób, aby dało się znaleźć uzasadnienie dla takiej blokady – od tej pory nie wolno publikować informacji o miejscu pobytu innych osób w czasie rzeczywistym.

Oficjalne konto Mastodona opublikowało link do konta (na Mastodonie), na które przeniesiono publikacje o przelotach prywatnego odrzutowca Elona Muska. Konto Mastodona też zostało zablokowane. Kilka dni później blokada została zdjęta, ale rzeczony tweet został usunięty jako naruszający zasady Twittera.

16 grudnia – na Twitterze nie da się opublikować linków prowadzących do najpopularniejszych instancji Mastodona, w efekcie próby użytkownicy widzą komunikat „wystąpił błąd”.

17 grudnia – kilkoro amerykańskich dziennikarzy opisało blokadę konta śledzącego odrzutowiec Muska, w efekcie ich konta również zostały „nieodwracalnie” zablokowane pod zarzutem łamania nowego regulaminu – chociaż żaden z dziennikarzy nie wskazywał w publikacjach niczyjej lokalizacji.

Okazało się, że mimo blokady kont dziennikarze ci mogli korzystać z Twitter Spaces („pokoje”) czyli głosowego czatu w aplikacji mobilnej. W tymże pokoju zjawił się Elon Musk, usłyszał niewygodne pytania, zarzucono mu kłamstwa, więc wyszedł i… kilka chwil później Twitter Spaces zostały wyłączone globalnie, dla wszystkich użytkowników na całym świecie. Włączono je ponownie dzień później.

„Nieodwracalnie” zablokowane konta dziennikarzy też zostały odblokowane kilka dni później.

Na deser jeszcze trochę zwolnień. Ich dokładna skala nie jest znana a dziennikarze nie mają kogo pytać, bo twitterowy dział Public Relations został zwolniony ponad miesiąc wcześniej i od tamtego czasu głównym źródłem informacji są przecieki oraz tweety Muska. Według przecieków Twitter zatrudnia około 2000 osób.

18 grudnia – Twitter publikuje nowy regulamin, w którym zabrania „darmowego promowania” „zabronionych serwisów”, do których zalicza m.in. Facebooka, Instagrama i Mastodona. Regulamin jest wyjątkowo precyzyjny – karane będzie nie tylko bezpośrednie linkowanie w tweetach lub opisie profilowym, ale także używanie nieklikalnych wariantów w rodzaju „instagram kropka com ukośnik nazwakonta”.

Przez serwis przetacza się jeden z większych shitstormów, wielu znanych i szanowanych autorów z różnych social-mediowych banieczek informacyjnych rezygnuje z Twittera. Inni wskazują, że regulamin taki pozostaje w ostrej sprzeczności z przygotowywanym europejskim Aktem o Usługach Cyfrowych, który ma przeciwdziałać tłamszeniu konkurencyjności na szeroko rozumianych platformach cyfrowych. Jeszcze inni kpiąco cytują tweety Muska sprzed tygodni i miesięcy, w których zapowiada on bezkompromisową ochronę wolności słowa.

Nowy regulamin zostaje zastąpiony starym regulaminem po kilku godzinach.

21 grudnia – Elon Musk wypowiada się na Twitter Spaces o finansach spółki – z nie do końca spójnych fragmentów wynika, że roczne przychody skurczyły się z pięciu do trzech miliardów dolarów (minus 40%) a Musk spodziewa się, że po zwolnieniach i cięciach, koszty będą na podobnym poziomie. Nie wiadomo, czy uwzględnił w obliczeniach koszty kredytów zaciągniętych na zakup. Z całą zaś pewnością nikt ze słuchaczy nie traktuje serio wizji, w których Twitter miałby stać się platformą e-commerce i zaoferować usługę transferów pieniężnych.

22 grudnia – kolejne zwolnienia, tym razem Twitter pożegnał połowę zatrudnionych jeszcze pracowników działu Public Policy, odpowiedzialnego m.in. za walkę z dziecięcą pornografią i wsparcie aktywistów.

23 grudnia – Twitter planuje rezygnację w pierwszych dniach stycznia z serwerowni w Sacramento, jednej z trzech głównych lokalizacji infrastruktury spółki. Byli pracownicy komentują, że dwa pozostałe centra przetwarzania nie mają dostatecznej mocy obliczeniowej i nie są wzajemnie redundantne, więc awaria w dowolnym z nich położy serwis na dobre.

24 grudnia – do tego dnia wrócimy na końcu artykułu

Niepotrzebne okrucieństwo Muska

Gdy mówimy o pracy w IT, stereotypy dotyczące benefitów nie są dalekie od prawdy. Darmowe śniadania, wybór przekąsek, soków i napojów, kawa serwowana z nowoczesnych ekspresów, konsole do gier, stół do bilarda, zajęcia jogi, karnety na siłownię, opieka medyczna, sprzęt komputerowy do prywatnego użytku, elastyczne godziny pracy, szkolenia, książki, nauka języków, dopłaty do żłobków i przedszkoli. Międzynarodowe korporacje idą często dalej – kucharz serwuje gratisowe obiady w firmowej kantynie, w godzinach pracy można skorzystać z usług masażysty a z każdym miesiącem rośnie pakiet gromadzonych opcji na akcje.

Co więcej – zgodnie z popularnym dowcipem, bezrobocie to dla zwolnionego specjalisty najgorsze pół godziny życia. Dlaczego więc mielibyśmy przejmować się byłymi pracownikami Twittera? Przecież na biednych nie trafiło?

Po pierwsze – mówimy o tysiącach ludzi, którzy jednocześnie stracili pracę w warunkach branżowego kryzysu. W drugiej połowie 2022 zwalniały takie firmy, jak Microsoft, Facebook/Meta, Amazon, HP, Cisco, Zendesk, DocuSign, Snap, Twilio oraz liczne startupy. Wiele firm nadal zatrudnia, ale nastrój na rynku jest najgorszy od lat.

Po drugie – styl przeprowadzania zwolnień. W normalnych okolicznościach pracownik dowiaduje się o odejściu od przełożonego zaś warunki zapewniane odchodzącym pracownikom są znane zawczasu. Jest czas na pożegnanie z kolegami i koleżankami, wymianę telefonów i maili, umówienie na pożegnalnego browara. Częsta jest sytuacja, w której kadra zarządzająca uruchamia sieć swych kontaktów, by pomóc zwolnionym w znalezieniu nowych stanowisk.

Jak zwolnienia wyglądały w Twitterze? Musk sprowadził swoich zaufanych ludzi z Tesli, załoga Twittera była traktowana jak potencjalni sabotażyści. Pracownicy niespodziewanie stracili dostęp do firmowej poczty i komunikatora, zaś zwolniona połowa już go nie odzyskała. Wg relacji w organizacji zapanował chaos – część zespołów znikła, inne zostały zdziesiątkowane (np. dział designu – z 200 osób zostało 6), nie zaplanowano żadnej nowej struktury organizacyjnej. Ocaleńcy odnajdywali się na Slacku.

Po trzecie – zwalniano kobiety w ciąży i osoby na urlopie macierzyńskim, w USA i tak tragicznie krótkim. Zwalniano chorych, których proces leczenia jest ściśle zależny od ciągłości pakietu ubezpieczeniowego (wiodąca demokracja świata nie dorobiła się jeszcze powszechnych ubezpieczeń zdrowotnych). Zwalniano osoby opiekujące się chorymi członkami rodziny. Zwalniano posiadaczy wizy pracowniczej, którzy po utracie pracy mają dokładnie 60 dni na znalezienie kolejnej, podobnej – w przeciwnym razie muszą opuścić kraj. Słowem – operator gilotyny wykazał się całkowitym brakiem empatii i kosztującego niewiele człowieczeństwa.

Wynik finansowy Twittera w milionach dolarów
źródło: statista.com

Aby było jasne – Twitter to fatalny biznes. Przez ostatnie dwanaście lat zyski przyniósł tylko dwukrotnie. Wielu pracowników zdawało sobie sprawę, że nowy właściciel przeprowadzi bolesną restrukturyzację, benefity się skurczą a zwolnienia i tak będą nieuniknione. Członkowie załogi mają jednak żal o to, w jakim stylu Musk rozpoczął swoje rządy. Przez wiele dni był zamknięty na osobnym piętrze z doradcami spoza Twittera, nie było spotkania z załogą ani żadnych, choćby podstawowych informacji o nowym kierunku. Potem następowały bezosobowe, e-mailowe zwolnienia, pod którymi nikt się nawet nie podpisał. Musk się bał? Wstydził? Nie dbał o to? Niezależnie od przyczyn, efekt był fatalny.

Ekstremalny hardkor

Po serii zwolnień Elon Musk spróbował zagrania, które wcześniej znakomicie działało w fabrykach Tesli. Zagonił pracowników do takiego kołowrotu, by nie mieli czasu na realną ocenę swojej sytuacji. Przykład? Tydzień na realizację projektu płatnych niebieskich znaczków, który robiony porządnie zająłby pół roku (i na pewno miałby inny kształt – pracownicy przewidzieli falę fałszywych kont, Musk poszedł na żywioł). Inny przykład – odpalenie nowego projektu w piątek wieczorem i zaplanowanie prezentacji dotyczącej postępów na poniedziałek rano (wiele osób przepracowało cały weekend, śpiąc w biurze). Wspomnijmy też mail z połowy listopada, zapowiadający „ekstremalny hardkor”, „wymagającą pracę w nadgodzinach” i obiecujący, że „tylko wybitne rezultaty będą stanowić ocenę dopuszczającą”.

I tu coś znienacka zazgrzytało. Musk jako ekscentryczny właściciel fabryki samochodów pojawiał się w mediach okazjonalnie, często na własnych warunkach. Musk – wysyłający rakiety w kosmos – mógł snuć publiczne fantazje o kolonizacji Marsa a media ochoczo to podchwytywały. Tymczasem Musk – prezes Twittera – pozostaje non-stop w świetle reflektorów i nie wychodzi mu to na zdrowie.

Od kilku tygodni trudno przy nazwisku Muska odnaleźć słowa „innowator” czy „wizjoner”. Media kreślą wizję innego Muska – mściwego, małostkowego, impulsywnego ignoranta, który nie potrafi nawet udzielić przekonującej odpowiedzi na pytanie o cel zakupu Twittera. Człowiek, który deklarował odpowiedzialność za przetrwanie i przyszłość rodzaju ludzkiego, ma problemy z zarządzaniem kryzysowym w firmie średniej wielkości.

Sam Twitter był dotąd nośnikiem publikacji a nie ich tematem, jednak od dwóch miesięcy nie schodzi z nagłówków gazet i prasy elektronicznej. W samym tylko serwisie Ars Technica opublikowano ponad 60 tekstów opisujących kolejne wydarzenia w Twitterze i okolicach – średnio jeden dziennie. A kryzysy chadzają parami albo trójkami.

Jaki wpływ taka ekspozycja medialna ma na samą platformę? Cóż, rzekomy miłośnik wolności słowa seryjnie blokujący konta swych krytyków to jedynie folklor i temat do żartów. Gdy jednak bez ostrzeżenia wprowadza w życie regulamin zabraniający linkowania do Facebooka oraz Instagrama i piszą o tym media na całym świecie, szkody wizerunkowe są poważne. Pamiętajmy o skali – choć Twittera uwielbiają politycy, dziennikarze i celebryci, to pod względem liczby użytkowników sytuuje się on w połowie drugiej dziesiątki największych platform cyfrowych. Twitter nie jest za duży, by upaść.

Jak (prze)budować Twittera

Ile jest na świecie mostów? W samych Chinach podobno ponad milion, w USA przeszło 600 tysięcy. Można bezpiecznie przyjąć, że w ciągu minionych dwóch tysiącleci ludzkość dobrze opanowała temat ich budowy. Nawet, gdy uwzględnimy tylko ostatnie pół wieku, istnieje wielka bibliografia dotycząca materiałoznawstwa, konstrukcji szkieletu, komór, podpór, odwodnień, nawierzchni, dylatacji, izolacji – słowem wszystkiego, co składa się na przeprawę mostową. Inwestor określa pożądany typ i przepustowość, projektant projektuje, budowniczy buduje, potem most stoi przez dziesięciolecia. Wydział inżynieryjny dowolnej politechniki nauczy podstaw wszystkich chętnych. Każdy most jest podobny do tysięcy innych – nawet, jeśli góruje skalą. Każdy inżynier od mostów ma wiedzę i doświadczenie dzielone z milionami innych inżynierów.

Ile jest na świecie sieci społecznościowych? Kilkaset. Tych największych – kilkadziesiąt. KAŻDA JEST INNA! Ten kawałek cyfrowej inżynierii ma raptem ćwierć wieku, podczas których internet wyskalował się milionkrotnie, od tysięcy do miliardów użytkowników. Nie ma książek, z których dałoby się nauczyć projektowania serwisów internetowych potrafiących udźwignąć ruch generowany przez połowę ludzkości, bo… nikt nigdy nie projektował od zera niczego dla miliardów osób.

Wszystkie wielkie usługi internetowe zaczynały od małej skali. Przeżyły te, których twórcy trafili w potrzeby użytkowników oraz poradzili sobie z wymaganym tempem wzrostu – a wszystko to podczas normalnego świadczenia usług. Pamiętacie Pana Gąbkę z Naszej Klasy? Była to postać wyświetlana na stronie z komunikatem błędu, w okresie wykładniczego wzrostu zwyczajnie brakowało mocy obliczeniowej. A mowa o raptem kilkunastu milionach użytkowników!

Jeśli ktoś potrzebuje analogii „budowlanej”, oto ona. Budujemy drewnianą kładkę nad strumieniem. Obok siebie mieszczą się dwie osoby, kładka udźwignie kilkanaście osób naraz. Niedługo później chętni stoją w kolejce do kładki i głośno marudzą. Budujemy obok szeroki most betonowy, oprócz ruchu pieszego jeżdżą nim autobusy. Przez pół roku jest dobrze, potem robią się korki. Wzmacniamy i podnosimy betonowe podpory, zawieszony na nich most kolejowy rozciąga się już nie nad strumieniem, lecz nad całą doliną. Rok później dorobimy do szyn moduły z poduszką magnetyczną, dwa lata później rozmontujemy niepotrzebne szyny i dodamy tunele aerodynamiczne. Po pierwotnej drewnianej kładce nie pozostał nawet ślad. I tak dalej, i tak dalej.

Pomysły na realizację wielkich serwisów ewoluowały. Skalowanie pionowe (więcej pamięci, więcej rdzeni, więcej wszystkiego w potężnych maszynach), skalowanie poziome (setki tysięcy zwykłych komputerów), monolity, mikroserwisy, konteneryzacja, metryki, kanarki, kohorty, A/B testy – a wszystko to albo w PHP, albo w Enterprise Java Beans, albo w Node.js, albo w miksie wszystkich powyższych ale dockeryzowane, kubernetyzowane, integrowane w trybie ciągłym i tak dalej.

Do czego zmierzam? Programiści rozwijający wielkie witryny nie mieli szans na wytworzenie uniwersalnej bazy wiedzy. W świecie budownictwa mamy takie same rodzaje cementu, te same typy zbrojenia, ich użycie da konstrukcję o znanej, zawczasu zbadanej wytrzymałości. Programiści przez lata korzystali z różnych języków, frameworków, mechanizmów skalowania, wzorców architektonicznych – a każda kombinacja miała unikatowe problemy i przytykała się w odmienny sposób w innych miejscach.

Nie oznacza to braku postępu i standaryzacji – tu postępy były powolne, lecz stabilne. Gdy liderzy przetarli szlaki, wymyślili innowacyjne, unikalne sposoby na rozwiązanie problemów, po jakimś czasie pojawiały się produkty korzystające z owych nowatorskich idei – lecz wyposażone w spójny zestaw uniwersalnych funkcji. W ich projektowaniu często uczestniczą twórcy pierwowzorów, którzy najlepiej znają obszary wymagające przeprojektowania. Tak było z asynchronicznymi kolejkami komunikatów, kolumnowymi bazami danych, partycjonowaniem i replikacją składowanych plików, wielkoskalowymi obliczeniami na klastrach zbudowanych ze zwykłych pecetów itd.

Istniejące, niedoskonałe pierwowzory nadal realizowały jednak potrzeby konkretnej firmy robiącej dany produkt. Gdy wokół takiego komponentu budowane są moduły zależne, gdy kształtuje on procesy i infrastrukturę, przesiadka na nowsze i popularniejsze rozwiązanie może być niemożliwa lub trwać długie lata. Firmy, które – jak Twitter – wytyczały nowe obszary inżynierii oprogramowania, żyją potem z unikalnymi rozwiązaniami przez dekady.

Teraz możemy szerokim łukiem wrócić do tematu zwolnień i tego, dlaczego mogą one pogrążyć Twittera. Jeśli masz zespół 3 programistów korzystających z Kafki (kolejka komunikatów) i wszystkich wyrzucisz, to:

  • jest spora szansa, że w innych zespołach ktoś zna Kafkę
  • możesz kogoś wyszkolić z Kafki, gdy zajdzie potrzeba
  • możesz znaleźć na rynku kogoś już znającego Kafkę

Jeśli masz zespół 15 programistów, którzy stworzyli autorską kolejkę komunikatów XYZ będącą firmowym standardem, chronologicznie wyprzedzającą Kafkę, i do dziś ją utrzymują a ty wszystkich wyrzucisz, to:

  • jesteś w czarnej d…..
  • nie masz już nikogo znającego XYZ
  • nie znajdziesz nikogo znającego XYZ na rynku

Pewien profesor z pewnej firmy o pewnej reputacji powiedział kiedyś podobno, że każdego specjalistę da się zastąpić skończoną liczbą studentów. Nie jest to prawdą, gdy mówimy o autorskim rozwiązaniu stworzonym przez owego specjalistę. W Twitterze szybko orientowano się, że pracę tracili kluczowi pracownicy. Wg relacji odbierali oni telefony z propozycjami powrotu krócej niż 24 godziny od pierwszej fali zwolnień – i niektórzy z nich zdołali przy tej okazji wynegocjować sześciocyfrowe (w ujęciu rocznym) podwyżki.

Przy drugiej fali zwolnień (tej z zapowiedzią „ekstremalnego hardkoru”) telefony też dzwoniły, ale mało kto podnosił słuchawkę. Pracownicy wiedzieli już, że praca, którą znali i lubili, należy do przeszłości. To prowadzi nas do pytania…

Czy Twittera da się utrzymać w ruchu?

Innymi słowy – czy po utracie tak wielu inżynierów możliwe jest utrzymanie kompletu usług przy życiu? Pamiętajmy, że zwolnienia były nagłe i niespodziewane – nie było więc zwyczajowego przekazania wiedzy przez odchodzących pracowników. Wielu z nich ma silne poczucie krzywdy, więc nie odpowie na pytania kolegów, co też może oznaczać parametr X wchodzący na panelu monitorowania w czerwony obszar. Twitter stracił całe zespoły – w organizacji mógł nie pozostać nikt świadomy, że za Y miesięcy trzeba przedłużyć jakiś abonament albo odnowić certyfikat.

Stan bieżący jest taki: Twitter działa. Tu i ówdzie zauważane są małe usterki – a to przestają dochodzić SMS-y autoryzacyjne, a to z listy krajów zniknie Ukraina, a to firmowa aplikacja na iOS nie pozwoli usunąć zakładek – ale usługa ma się dobrze.

Czy na takim autopilocie dałoby się lecieć w nieskończoność? Nie, choć byłaby to opcja najbezpieczniejsza. Muskowi nie zależy jednak na bezpieczeństwie lecz rentowności. Załoga musi więc podejmować ryzyko wynikające z możliwie szybkiej redukcji kosztów infrastruktury. Pomogą w tym dobre praktyki budowy wielkich usług online.

Po pierwsze – prawie każda funkcja jest opatrzona wieloma przełącznikami (tzw. feature switches). To dzięki nim dało się zrealizować żądanie obrażonego Muska, by globalnie wyłączyć Twitter Spaces. W normalnej sytuacji przełączniki takie służą do awaryjnego wyłączenia funkcji sprawiających problemy techniczne.

Po drugie – w systemach o dużej złożoności nawet niewielka zmiana może skutkować lawiną nieprzewidzianych skutków ubocznych. Każda nowa wersja oprogramowania serwerowego (może ich być nawet kilkadziesiąt na dobę) jest więc testowana automatycznie wg schematu wyglądającego na przykład tak:

  • nowa wersja zaczyna obsługiwać jeden promil ruchu
  • mechanizmy analityki danych porównują szereg metryk – czy maszyna z nową wersją udźwignie tyle połączeń, co poprzednio; czy zużycie pamięci i procesora nie zmienia się na niekorzyść; czy taki sam procent użytkowników scrolluje, lajkuje, klika reklamy i tak dalej
  • jeśli wszystko wygląda dobrze, nowa wersja zaczyna obsługiwać 1% ruchu
  • cały czas mają miejsce pomiary – czy nie zmienia się charakterystyka ruchu sieciowego, liczba zapytań do innych systemów, średni czas odpowiedzi mierzony osobno dla mediany, najgorszego decyla i najgorszego procenta
  • jeśli wszystko wygląda dobrze, nowa wersja zaczyna obsługiwać 10% ruchu itd.
  • w dowolnej chwili automat lub człowiek może całkowicie wycofać nową wersję, wówczas na wszystkich maszynach w jednej chwili przywrócona zostanie wersja poprzednia

Nie znaczy to jednak, że każda operacja będzie wolna od ryzyka. Rezultatu niektórych czynności nie da się przetestować „na sucho” a ich wdrożenie jest zerojedynkowe. Dotyczy to np. zmian w DNS albo modyfikacjach trasowania pakietów. Problemy tego typu miały wszystkie duże firmy – Facebook, Amazon, Akamai, Azure, Cloudflare, Twitter, WhatsApp, Spotify, Google Cloud, Slack, Atlassian, Zoom – a to tylko część głośnych awarii z lat 2021-22. Nadal więc wystarczy pojedyncza pomyłka, by cały Twitter zniknął z sieci.

Argument dający nadzieję – w Twitterze Elona Muska programiści stoją w hierarchii ważności dużo wyżej, niż w Twitterze sprzed Elona Muska. To oznacza, że zielone światło mogą dostać projekty dawniej wstrzymywane, pozwalające np. zredukować dług technologiczny. Jeśli wysiłki te zostaną połączone z wyłączeniem i likwidacją nadmiarowych funkcji i usług, już po kilku miesiącach architektura systemów może zostać istotnie uproszczona – co przyniesie oszczędności w infrastrukturze oraz ułatwi wdrażanie nowych pracowników.

Takie wdrażanie nigdy nie będzie jednak szybkie ani łatwe. Przekonał się o tym boleśnie George Hotz, znany w branży IT dzięki swoim hackom sprzed dekady – jailbreakom na wczesne wersje iOS oraz złamaniu zabezpieczeń PlayStation 3. Został on przyjęty przez Muska na „staż”, podczas którego miał w ciągu 12 tygodni naprawić twitterową funkcję wyszukiwania. Wiecie, setki osób znających system wzdłuż i wszerz sobie nie poradziły, więc on wskakuje do organizacji i ratuje świat.

Przygoda skończyła się tak, jak się skończyć musiała – już po miesiącu Hotz zrezygnował, krytykując na odchodnym tak architekturę Twittera jak i dysfunkcyjną organizację, przez którą nie udało mu się niczego osiągnąć. Współpracownicy pożegnali go lekką szyderą i wskazówkami, by mniej gadał a więcej się uczył, bo – zamiast przepisać funkcję wyszukiwania – Hotz przez miesiąc dodał do kodu Twittera… cztery feature-flagi.

Czy przewróconego Twittera da się podnieść?

Ten temat pojawił się jeszcze w sierpniu 2022, gdy Peiter Zatko – były szef bezpieczeństwa Twittera – alarmował prasę o licznych nieprawidłowościach w prowadzeniu serwisu. Jego raport opisywał szereg złych praktyk dotyczących rozwoju oprogramowania, braku restrykcji w dostępie pracowników do danych o szczególnej wrażliwości, pozostawianiu w systemach firmy danych po usuniętych kontach oraz ignorowania farm botów, których liczebności nie starano się nawet dokładnie zbadać.

Podczas przesłuchania przed amerykańskim Kongresem Zatko zeznał, że Twitter dysponuje jedynie środowiskiem produkcyjnym, podczas gdy w branży powszechne jest używanie dodatkowo środowisk developerskich, testowych i pre-produkcyjnych. Co gorsza – firma nie ma planów ratunkowych na wypadek utraty choćby jednego centrum przetwarzania danych, więc awaria większej skali może przerwać działanie serwisu na tygodnie lub miesiące. Według jego zeznań Twitter fuksem uniknął takiego losu wiosną 2021, a mimo tego procedury awaryjne nie zostały uzupełnione.

Wszystko powyższe dotyczyło sytuacji, w której cała załoga była na stanowiskach. Wyobraźmy sobie elektrownię atomową, gdzie nagle znika 3/4 wszystkich pracowników. Czy uznalibyśmy taką sytuację za dostatecznie stabilną? Dzisiejszy Twitter to organizacja, z której wyparował ogrom wiedzy dziedzinowej, informacji o powiązaniach i zależnościach, dekada eksperymentów i doświadczeń w których załoga uczyła się, co działa a co nie działa – oraz dlaczego wyniki są takie a nie inne.

Nikt nigdy nie restartował Twittera. Wiele usług, które składają się na kompletny system, może mieć zależności cykliczne, np. serwer plików nie wystartuje bez modułu dziennika systemowego, zaś moduł dziennika wymaga do uruchomienia działającego serwera plików. Od dekady nie było sytuacji, w które obie usługi padłyby jednocześnie. Jeśli ich autorzy lub maintainerzy („utrzymywacze”) zostali zwolnieni a awaria nastąpi… Cóż, system nie wstanie. Przy setkach tysięcy komputerów na których działają tysiące kopii setek usług naprawdę ciężko będzie zdiagnozować, gdzie leży (badum tsss) główna przyczyna problemów.

Co tak naprawdę robi kilka tysięcy programistów w jednym projekcie?

Instagram w chwili przejęcia przez Facebooka miał 30 milionów użytkowników i 13 pracowników. WhatsApp – odpowiednio – 450 milionów użytkowników i 55 pracowników. Jak to możliwe, że Twitter – przy takiej samej skali działalności – potrzebował załogi liczącej ponad 7 tysięcy osób?

Cóż, z całą pewnością nie potrzebował. O części powodów już pisaliśmy – te komponenty, które dekadę temu trzeba było wymyślić, napisać i utrzymać, dziś dostępne w postaci sprawdzonych gotowców. Pracownicy przenoszący się między firmami wdrażali w nowych miejscach te rozwiązania, które najlepiej sprawdzały się u poprzednich pracodawców. Prestiż firmy był też budowany liczbą i jakością projektów open-source, wystarczy spojrzeć na repozytoria Twittera, Facebooka czy Google.

Nie jest tajemnicą, że małe startupy są w stanie rozwijać swoje produkty w tempie dziesiątki razy szybszym, niż korporacje. To akurat widziałem na własne oczy, bo pracując w software house’ach miałem okazję uczestniczyć w projektach o skrajnie różnych rozmiarach. Zdarzały się małe firmy, którym pieniędzy z kolejnej transzy finansowania wystarczało na kilkanaście dni pracy wynajętego programisty. One przychodziły z gotowymi materiałami, dokładnym opisem zadań, a konsultacje dostępne były od ręki.

W dużych firmach marnotrawstwo bywa naprawdę gigantyczne. Wiceprezes pojechał na urlop i nie ma komu klepnąć wizualizacji nowej funkcji? Kilkadziesiąt osób poczeka. Zespół wykonawczy ma szybkie pytanie do analityków? Od tego mamy cotygodniowe Zebranie Komitetu Sterującego. Potrzeby sprzętowe zostały niedoszacowane? Wstrzymujemy prace na kwartał, dopóki łańcuszek dostawców i pośredników nie zrealizuje rozszerzonego zamówienia.

I tu dochodzimy do kluczowego problemu – gdy firma straci impet i obrośnie w tłuszcz, cofnięcie tego procesu jest skrajnie trudne. Można przy tym złośliwie skomentować, że działania Elona Muska przypominały raczej amputację, niż liposukcję, ale fakt pozostaje faktem – struktura organizacyjna została przebudowana metodą wysadzenia jej w powietrze. Gdyby ktoś wpadł na pomysł wyprodukowania Twittera od podstaw, dziś taki projekt mogłaby zrealizować niewielka grupa inżynierów korzystających z zestawu nowoczesnych narzędzi open-source. Tylko co z tego?

Problemy związane ze współczesnymi sieciami społecznościowymi wykroczyły daleko poza techniczne trudności z utrzymaniem ich w ruchu przy sensownym poziomie kosztów. Wraz z wielką mocą (polityczną) pojawiła się wielka odpowiedzialność – często wypierana. Wystarczy wspomnieć ludobójstwo w Mjanmie w latach 2016-17, gdzie podsycanie nienawiści i koordynację ataków na muzułmańską grupę etniczną Rohingya władze realizowały przy użyciu Facebooka. 25 tysięcy osób zginęło, 700 tysięcy uciekło z kraju. W tym czasie treści publikowane przez ponad 7 milionów użytkowników z Mjanmy były nadzorowane przez… czterech moderatorów mówiących językiem birmańskim.

Co o tym problemie sądzi Elon Musk? Wróćmy do kalendarium – dzień przed wigilią Bożego Narodzenia do prasy przeciekła informacja, że Musk polecił wyłączyć funkcję znaną jako #ThereIsHelp. Jest to mechanizm wyświetlający numery Telefonów Zaufania osobom, których akcje i szukane słowa kluczowe mogły wiązać się z potrzebą wsparcia w zakresie zdrowia psychicznego, doświadczanej przemocy seksualnej czy myśli samobójczych. Funkcję przywrócono po tym, gdy o sprawie napisała agencja Reuters.

Czy potrzebujemy takiego Twittera?

Pamiętacie jeszcze, co mówiło się o Stevie Jobsie? Że był strasznym dupkiem i źle traktował pracowników, ale miał genialne wyczucie rynku. Naśladowców miał wielu, choć ci byli w stanie papugować jedynie bycie dupkiem i złe traktowanie załogi.

Można śmiało powiedzieć, że Twitterowi uważnie przygląda się cała branża IT. Jeśli Twitter przetrwa chaotyczne zwolnienia i likwidację benefitów, jeśli odniesie sukcesy po zmuszeniu pracowników do nadgodzin w biurze, jeśli rozdęte ego Elona Muska i jego impulsywne reakcje na głosy krytyki nie doprowadzą do przesilenia – wówczas wielu innych prezesów może spróbować tej samej ścieżki.

Czy branża IT musi już teraz żegnać owocowe czwartki i przeprosić się z herbatą Saga? Nie tak szybko. Na razie wolny rynek pokazuje Muskowi ostrzegawczy środkowy palec. Od ujawnienia w kwietniu planów przejęcia Twittera, akcje Tesli (główne źródło osobistego majątku Muska) straciły na wartości 59%, choć Ford i General Motors spadły odpowiednio o 26% i 12%.

Tesla zasłynęła przełamywaniem schematów, wystarczy wspomnieć ekstrawagancko unoszone drzwi Modelu X albo grubo ciosaną sylwetkę Cybertrucka. Jako właściciel Twittera, Elon Musk nadal zaskakuje, ale optyka mocno się już przesunęła. W maju inwestorzy poznawali projekcje pięciokrotnego wzrostu przychodów do roku 2028. Dziś zastanawiają się, czy Twitter przetrwa rok 2023.

Naginanie rzeczywistości staje się coraz trudniejsze.


Drogi czytelniku/czytelniczko – mam prośbę. Jeśli podobał Ci się niniejszy artykuł, prześlij go kilku innym osobom którym też może się spodobać. Przygotowanie tekstów o takiej długości i różnorodności trwa wiele godzin rozłożonych na wiele wieczorów, więc nie pojawiają się one jakoś strasznie często. Mam jednak nadzieję, że – podobnie jak ja – lubisz długie teksty pełne odnośników do różnych zasobów dodatkowych. Daj znać w komentarzu, jeśli udało ci się dotrzeć aż tu.

Dla chętnych jest też Twitter, Facebook i Linkedin, gdzie anonsuję każdy kolejny artykuł i czasem dorzucam dodatkowe informacje czy linki, w zamian przyjmując skromne ilości lajków. Poniżej możesz zapisać się na newsletter, tam NIE daję znać o nowych tekstach. Dostaniesz jednego maila na wiele tygodni ale o tym, o czym koniecznie będę chciał poinformować. Na razie!


Źródła:



O autorze: zawodowy programista od 2003 roku, pasjonat bezpieczeństwa informatycznego. Rozwijał systemy finansowe dla NBP, tworzył i weryfikował zabezpieczenia bankowych aplikacji mobilnych, brał udział w pracach nad grą Angry Birds i wyszukiwarką internetową Microsoft Bing.

57 odpowiedzi na “Co z tym Twitterem?”

Bardzo ciekawe podsumowanie tego co działo się z Twitterem w 2022 i tego jak działają takie serwisy i czy zmiany które wprowadził Musk mają sens.
Bardzo Ci dziękuję za Twoją pracę i oczywiście kibicuję twitterkowi, żeby 'upadł i sobie głupi xyz rozwalił’ a jego właściciel razem z nim. Bo niezwykle trafna jest Twoja konkluzja – jak uda się Muskowi, to wyjdzie na to, że wyzysk i traktowanie ludzi jak g. się może opłacić. I wtedy znajdą się naśladowcy i IT już nie będzie takie samo.
Dzięki:)

Aby było jasne – ja nie kibicuję upadkowi Twittera. Byłoby natomiast miło, gdyby gdzieś po drodze do Muska spotkały konsekwencje niepotrzebnie okrutnego traktowania swoich podwładnych.

Myślę że źle to zabrzmiało. Raczej miałem na myśli, że życzę Twitterowi chwilowej przeceny i w konsekwencji spokojniejszego właściciela:)
Fajnie by było poczuć, że w XXI wieku pewne standardy w prawie pracy i stosunkach międzyludzkich obowiązują a nieetyczne zachowania pracodawców automatycznie wiążą się z konsekwencjami. Cóż, pożyjemy-zobaczymy.

super tekst. Jedyne miejsce w sieci gdzie chciało mi się przeczytać co tam naprawdę sie stało
Szacun dla precyzyjnej dziennikarskiej roboty

Musk da radę , nie widzę tu niczego w tym artykule ponad jojczenie. Jojczenie kogoś kto nie ma pojęcia o prowadzeniu firmy. Jak powiedział lata temu ze jego rakiety będą wracały z orbity i lądowały pionowo tak jak wystartowały to w Nasa „najlepsi” inżynierowie mieli ubaw po pachy. Teraz ubaw mają ale z tych inżynierów. Problemem jest że zabrał lewej stronie sceny politycznej jej ulubioną zabawkę. No i zaczęło się wycie które trwa do dziś

Podpisuję się pod tym. Dodam jeszcze, że Musk nadepnął również na odcisk rozpieszczonej branży IT. Jestem programistą, ale też od ponad dekady prowadzę firmę i zatrudniam innych devów. Z obu tych perspektyw stwierdzam, że ciężko o bardziej rozkapryszoną grupę zawodową. I nie chodzi tylko o kasę i owocowe czwartki, a przede wszystkim o rozdmuchane ego i stojącą za tym pogardę do większości ludzkości. Kryzys w branży dobrze zrobi, może jakiś procent pozna pojęcia pokory i szacunku. Mocno kibicuję Muskowi i więrzę w sukces Twittera. Czasem potrzebna jest rewolucja i przejściowy kryzys.

Cóż innego miałbyś napisać o podwładnych, szefuniu?

PS Nie jestem rozkapryszonym i z rozbuchanym ego dev-em.

Fajne podsumowanie 🙂 Ciekawe, co się wydarzy z twitterem w najbliższej przyszłości.

Dobra robota. Poczynania Muska w Twitterze śledzę od początku, jednak dopiero teraz trafiłem na takie obszerne podsumowanie. Propsy za podanie źródeł.

Zachęcę do lektury osoby z mojego zespołu w pracy, z pewnością komuś z nich tekst też się spodoba.

Mam 3 uwagi po przeczytaniu całości:

1. To jest polski serwis, prowadzony przez Polaka i dla Polaków. Zaś sam artykuł jest bardzo długi i szczegółowy – dlaczego więc nie ma ani słowa o tym, jakie są różnice pomiędzy zmianami globalnymi, a tymi dotyczącymi m.in. właśnie Polski i polskich kont? Np. o tym, że dla polskich kont nie można było wykupić Twitter Blue (to najbardziej oczywista rzecz, którą można było sprawdzić samodzielnie).

2. Co do skalowalności i odniesień do Naszej Klasy – budowa aplikacji webowej mającej obsłużyć cały świat tak naprawdę wcale nie jest trudna (przynajmniej na poziomie koncepcyjnym) – kluczowe są dwie rzeczy: dobrze zaprojektowana aplikacja (brak wąskich gardeł technicznych i dobrze przemyślane punkty styku funkcjonalne), oraz kasa na infrastrukturę. Z dodatkowym zaznaczeniem, że wiele problemów w warstwie aplikacji można nadrobić nadmiarową infrastrukturą.

I o ile można się długo rozwodzić nad kwestiami poszczególnych polskich aplikacji, to w Polsce większość problemów ze skalowalnością brał się właśnie z braku nielimitowanej kasy na infrastrukturę (aby serwerów było WIĘCEJ i aby to więcej było NA CZAS, zanim użytkownikom zacznie się coś mulić) – z czym firmy globalne problemu nie miały. I to jest jeden z ważniejszych czynników ich sukcesu.

3. Jest taka zasada odnośnie zarządzania firmą, że jak masz kogoś niezastąpionego, to powinieneś zacząć od jego zwolnienia. Niekoniecznie z dnia na dzień i w zupełnie niekontrolowany sposób, ale jednak. Z kilku powodów: bus factor i unikalna wiedza to jedno, ale istnienie takich osób często wiąże się też z posiadaniem technologii mniej lub bardziej „legacy”.

Zakładam, że Musk również jest wyznawcą tej zasady – tyle że w Twitterze było pewnie tak wiele tego typu osób i na tylu różnych poziomach, że nie ogarnął skali.

Mi się jednak wydaje, że pomimo efektów, które wyglądają chaotycznie, działania Muska są dużo bardziej przemyślane, niż się może wydawać z zewnątrz – tyle że po prostu inercja dużej firmy (czy wręcz celowy opór różnych pasożytów) powoduje, że chwilowo sytuacja wygląda tak jak wygląda. Ja byłbym jednak dobrej myśli – zakładam, że najpóźniej w okolicach połowy 2024 będzie po wszystkim.

Nie każdy poboczny wątek da się rozwinąć, nie każdy warto – artykuł i tak wyszedł dość długi.

Ad. 2 Nie no fajnie sobie tak pogadać dzisiaj o nk – ale kurczę, to był 2006. Nie było chmur (AWS w tym samym roku odpalił S3 i EC2), nie było dockera, nie było narzędzi CI/CD, rządziło PHP4 na Apache 1.3 a MySQL jeszcze nie nie miał transakcji, relacji i klastrowania 🙂 Nie istniał Chrome a MSIE miał 70% rynku. No i nie było Stack Overflow 😉

Warto też zwrócić uwagę, że tytułowy Twitter też powstał w okolicach 2006 i przyrost miał – przynajmniej na początku – o podobnej dynamice (tyle, że się nie wypłaszczył na 10M jak nk bo działał globalnie).

Dzięki serdeczne za rzetelny, pogłębiony tekst.
Skala odejść ludzi z wiedzą w krótkim czesie jest porażająca i aż trudno mi sobie wyobrazić, że może nie doprowadzić do katastrofy w losowym momencie.
Sposób działania EM wobec ludzi teorzących firmę jest bulwersujący i aż chciałoby się zobaczyć jego porażkę choćby z tego powodu.
Jednocześnie, tekst opisuje szereg patologii strukturalnych, którymi obrosła firma jeszcze przed czasami EM – gigantyczny przeskalowanie wielkości zespołu względem analogicznych przesiębiorstw, chaos wewnętrzny i brak reakcji na alarmujące zdarzenia na rynku, itp.
Być może to jest sytuacja tragiczna – działania EM mogą doprowadzić do spektakularnej katastrofy w krótkim czasie, a zachowanie status quo prowadziłoby do niej nieuchronnie także, tylko w wyniku dryfu i w dłuższym trwaniu.

Bardzo dziękuję za artykuł. Jestem pod wrażeniem wnikliwej pracy, źródeł a przede wszystkim jasnej dla laika formy przekazu. Wyrazy uznania! Btw. jestem z pokolenia, którego nie przeraża, a tym bardziej nie odstrasza objętość lektury. Wręcz przeciwnie ☺️

Bardzo porządne dziennikarstwo, nie rozumiem języka programistów, ale to nie przeszkadza, by zrozumieć po tym tekście co dzieje się w branży. Dziękuję.

niestety, ale czasowo musiałem Cię zablokować na TT, bo co drugi twit, to o tym artykule. Artykuł bardzo ciekawy. Byłem jednym z pierwszych czytających, ale nie da się przeglądać TT.
Za kilka dni odblokuje 🙂

Jak to pisała niegdyś pewna gazeta – prywatna firma, więc właściciel może wszystko.

Dziekuje za bardzo interesujacy artykul. Naprawdę miło I przyjemnie się to czytało.

Kawał dobrej roboty. Czytałem z zaciekawieniem do samego końca. Czekam na kolejne materiały 😉👀

Świetnie opracowane, widać ogrom pracy. Czytałem z zaciekawieniem do samego końca. Czekam na kolejne materiały 😉👀

Jak zwykle uchylam z szacunku czapeczkę, ale jedna uwaga. Stephen King może i jest multimilionerem, ale jednak bardziej znany jest z pisania książek, i to nie takich o tym „Jak się dorobić w 10 tygodni, nie mając bogatych rodziców”

Dzięki za taki esencjonalny artykuł. Osobiście uważam że Twitter powinien upaść a potem odrodzić się z popiołów jak Fenix. Nie do pomyślenia jest, żeby teraz to nie poleciało jak domek z kart, bo to byłby znak dla wielu szefów, iż firmę można wykastrować a potem wsadzić jajka na miejsce, i będzie tykać. Za dużo rzeczy upadnie bezpowrotnie przez taką metodykę zarządzania ludźmi.

Dziękuję, z ciekawością przeczytałem. Mam nadzieję że Elon się przejedzie, ale Twitter zostanie.

Artykuł ciekawy ale niestety niekompletny a przez to wydaje mi się nie w pełni obiektywny. To co przeleciałeś po łebkach i pominąłeś, stanowi clu – co spowodowało, że Elon zdecydował się przejąć TWTRa? Otóż, jak podejrzewano, a jak pokazują to aktualnie publikowane materiały przez „niezależnych” dziennikarzy, tzw. „Twitter Files”, TWTR kręcił opinią publiczną jak kołowrotkiem. W zatrważającej większości dławił głosy konserwatywne i blokował konta użytkowników na zlecenie m.in. FBI. Wpłynął na ostatnie wybory prezydenckie cenzurując historię „laptopa z piekła”, i wiele innych – lektura jest niepokojąco obszerna. To było działanie instytucjonalne i dlatego poleciał zarząd w pierwszej kolejności. Do tego dochodzą szeregowi pracownicy o mocnych inklinacjach komunistycznych, którzy zamiast pracować bawili się w aktywizm i cenzurę zamiast pracować (https://www.giantfreakinrobot.com/cltr/twitter-leaker-calls-workers-communist.html). Elon mówiąc eufemistycznie nie był ich idolem. Czy to wystarczający powód aby tak potraktować pracowników? Nie wiem, ale dla rzetelności wypadałoby podać ten kontekst aby każdy mógł sobie sam ocenić. Podnoszenie dramaturgii sformułowaniami „ocaleńcy odnajdywali się na slacku” zostawię bez komentarza 🙂 Patrząc z tej perspektywy, być moze potraktowanie każdego jako ewentualnego sabotażysty nie było takie znowu irracjonalne?
Na koniec dodam, że uważam, że to nie jest tak, że dobry Elon kupił złego TWTRa i zaczął prześladować rozpuszczonych pracowników. Sprawa ma odcienie szarości i szerszy kontekst, który niestety umyka gdy skupimy się tylko na wycinku. TWTR może nie jest gigantyczną firmą w skali globu, ale jest istotnym medium do zdobywania serc i umysłów. Tutaj się robi światową politykę i jeśli działania Elona sprawią, że istotne rzeczy nie będą systemowo tłumione to sprawa przejęcia TWTRa jest poświęceniem na które jestem gotów – trzymam kciuki za Elona!

Dobrze to ująłeś, niniejszy artykuł jest fajnym podsumowaniem, jednak z wydźwiękiem dość mocno anty-EM. A świat jest generalnie szaro-szary. Więc znając perspektywę EM jak i jego złego zespołu z Tesli co ustalali przyszłość dla TWTR za zamkniętymi drzwiami.. moglibyśmy zupełnie inaczej patrzeć na sprawę.
I mimo że EM mocno odleciał przy TWTR w raczej złą stronę, to dalej uważam że jest to wizjoner naszych czasów. Zrewolucjonizowanie przemysłu kosmicznego i samochodowego daje mu jeszcze duży kredyt zaufania imo.

Ponieważ (chyba) nie zrozumiałeś to rozwinę.
Autor wykonał dużą pracę (zebranie danych, zachowanie ich, opracowanie, napisanie).

A tu przychodzi taki „wax” i mówi, że artykuł niekompletny. Dodajmy: „niekompletny” dlatego, że nie porusza interesujących go tematów i nie jest napisany z jego punktu widzenia.
Jeśli więc rzeczywiście chcesz uzupełnić, dołożyć nieznane fakty, to po prostu to opisz, i użyj trackbacka do tego artykułu. Myślę, że wszyscy chętnie przeczytają.

Miło by było, żeby Twój artykuł był równie dobrze przygotowany (np. uźródłowienie) co Autora.

Inaczej (przynajmniej IMO) jest to takie: „weźmy się i zrób”

Ależ doskonale Cię zrozumiałem i odpowiedziałem ironicznie co jak widać sprawiło Ci kłopot (albo ból pewnej części ciała ;)).
Wolałbym jednak abyś nie snuł domysłów i nie dodawał od siebie autorskich interpretacji bo są nietrafione. Może też przestaniesz bawić się w szeryfa na nieswoim forum?
Do Autora: Tomaszu, uważam ten wpis za wartościowy i tak jak napisałem wyżej – ciekawy. Robisz dobrą robotę – tak trzymaj! Natomiast nie zmienia to faktu, że w mojej ocenie artykuł pomimo dużego nakładu pracy ma pewne istotne braki w postaci szerszego kontekstu co moim zdaniem wpływa na ocenę obiektywności. Można sobie dywagować nad pewnym wycinkiem rzeczywistości w oderwaniu od reszty ale wnioski jakie się z tego wysnuje mogą być nieprawdziwe.

Ciekawy, inny punkt widzenia, którego może zabrakło w pierwotnym tekście. Oczywiście, sam tekst autora bardzo dobry ale konstruktywna krytyka chyba jest jeszcze dozwolona…?

Kluczowe słowo „konstruktywna”. Ja również chętnie poczytałbym dobrze zrobiony artykuł, ale na razie tego nie widzę …

Świetna analiza, pięknie prowadzony wywód, oby więcej takich tekstów w polskiej przestrzeni.

Cóz 🙂
1. jeżeli padnie, niewielka strata
2. Muska rozbierano wielokrotnie, ale fanbase to fanbase https://www.youtube.com/@commonsenseskeptic/ krytyczne i w większośći sensowne spojrzenie, z referencjami na pomysły Elona; to że to szarlatan i druga Elizabeth Holmes wychodzi w praniu i tyle.
3. owszem, wystarczy na Twitterze poczytać komentarze – z przykładami – do wpisu jednego z pracowników: tak, Twitter był zrobiony źle i niewydolnie, jak każdy produkt gdzie za infrę płacą 'inwestorzy’ https://twitter.com/petrillic/status/1593686223717269504
4. to o pionierksim charakterze Tweetera i społecznościówek to żart – operatorzy tel, CERN czy dowolna fabryka procesorów tematy mają od dawna obcykane.

ad 4) nie zgadzam się. Operatorzy telekomunikacyjni zestawiają połączenia komutowane, CERN generuje gigantyczne ilości danych i może zatrzymać je w miejscu produkcji, co do fabryki procesorów – nie rozumiem przykładu, ale w żadnym z nich nie mamy porównywalnej charakterystyki i rozkładu obciążeń, tak ruchu sieciowego jak i dystrybucji danych

Klepanie maistreamowych kłamstw. To co najważniejsze auto skrzętnie pominął, a mianowicie że twitter był kontrolowany przez amerykańskie służby i to one decydowały kogo zawieszano i za co. Tak ma wyglądać wolność słowa według Big Tech. Piszesz prawdę że nie ma żadnej srandemii – ban, krytykujesz propagandę LGBT? Ban. O tym napisz autorze a nie jakieś peirdoły że zwalniano kobiety w ciąży. Płaczliwe duperele. Przede wszystkim to zwolniono bezużytecznych lewackich kłamczuchów.

Jednym z elementów mojej pracy magisterskiej nad którą obecnie pracuję jest narzędzie analityczne do kont na Twitterze. Generalnie miałem plany na dalszy rozwój tego narzędzia ale nie dość że Elon wybił mi to z głowy to jeszcze kończyłem aplikację na wariackich papierach bojąc się w międzyczasie czy całość pracy nie pójdzie do kosza. Ale lepiej uczyć się na takich projektach niż zaliczyć taki poślizg w realnym biznesie.

Świetny wpis, z pewnością będzie w bibliografii ww. magisterki 🙂

Przewidywanie jest trudne, zwłaszcza przewidywanie przyszłości…
Byłem zaskoczony faktem, że mimo serii pomniejszych awarii, Twitter nie przewrócił się i działa do dziś. Zobaczymy za to, jak długo jeszcze Elonowi starczy pieniędzy na spłatę długów zaciągniętych na kupno serwisu. Co z tego, że ściął koszty o 50%, jeśli przychody poleciały w dół o 80%. Saga trwa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *