To kolejna blogonotka, w której dzielę się wynikiem finansowym bloga. Zawsze z dużym zainteresowaniem śledziłem cudze przedsięwzięcia online i starałem się dociec, jaki wpływ na ich sukces miała renoma i marka autora, popularność serwisu, jakość publikacji i materiałów dostępnych gratisowo, wreszcie – reklamy i płatna promocja. Dziś moja kolej. Poznacie liczby i fakty stojące za Szkoleniem z automatyzacji pobierania danych z internetu.
Szkolenie, oparte na moim autorskim pomyśle i programie, okazało się wielkim sukcesem. Sprzedaż przyniosła dokładnie 59483 złote, nie było ani jednego zwrotu. Będę szczery – moje optymistyczne prognozy sprzedaży zostały przekroczone kilkukrotnie. Jak na blogera piszącego hobbystycznie po godzinach, bez dwóch zdań wszedłem na kolejny etap rozwoju.
Pomysł na produkt
Subskrybenci newslettera zetknęli się już z kilkoma wcześniejszymi pomysłami na produkty i usługi. Różnorakich koncepcji i inicjatyw mam w głowie (i notatniczku) znacznie więcej, ale tamtych kilka było na tyle obiecujących, że zdecydowałem się wyjść z nimi „do ludzi”. Proces wykluwania pomysłu na biznes fajnie opisał Artur Kurasiński w tekście Sztuka zaczynania – ja też mam tak, że pierwszego dnia idea zawsze jest genialna, ale po kilku dniach… już niekoniecznie. Do newslettera trafiały pomysły sezonowane, przemyślane i przeliczone.
Wszystkie poległy. Przyczyną był brak zainteresowania potencjalnych klientów. Newsletter subskrybuje obecnie ponad 2700 osób, maile otwiera 50-65% z nich. To nie jest przypadkowa publiczność, lecz czytelnicy kojarzący moje publikacje. Jeśli w takiej grupie nie znajduję odzewu, pomysł od razu trafia na półkę – marnowałbym tylko czas, próby realizacji nie mają sensu.
Drugiego listopada rozesłałem kolejne wydanie newslettera, w którym znalazł się następujący fragment:
W ciągu jednego dnia dostałem kilkanaście maili z prośbą o szczegóły – odsyłałem ramowy program szkolenia (finalny jest tutaj) i… zacząłem dostawać odpowiedzi w stylu „gdy termin będzie ustalony, proszę o dane do przelewu”. Wiedziałem już, że jest nieźle.
Cennik czyli jedna dniówka
Gdy tylko pojawili się chętni na szkolenie, musiałem odpowiedzieć sobie na pytanie: ile to ma kosztować. Rozumowanie szło mniej więcej tak:
- dużo, bo to specjalistyczne szkolenie IT
- mało, bo to pierwsze moje szkolenie pod marką bloga
- jednak więcej, bo nie ma innego o takiej tematyce
- byle nie za dużo, bo nie będzie chętnych
- ale jak będzie za mało, to klienci pomyślą, że treść mało warta
- dużo! jestem, kurcze, ekspertem z doświadczeniem
- aha, jestem impostorem a nie żadnym ekspertem
- i tak dalej…
Czasu na rozkminę nie było dużo, maile czekały na odpowiedź. Przez chwilę rozważałem zastosowanie kilku pakietów cenowych, takie oferty klasy „srebrna/złota/platynowa” różniące się np. liczbą materiałów dodatkowych, dostępem do społeczności scraperów na Discordzie (hint: nie mam takiej), osobistymi konsultacjami i tak dalej – ale jakoś mi to nie pasowało.
Potem przyszedł mi do głowy inny pomysł – to szkolenie kupią ludzie, którzy mają coś wspólnego z pozyskiwaniem, obróbką i przetwarzaniem danych. Gdy zautomatyzują procesy według moich wskazówek, ominą zasygnalizowane pułapki, zoptymalizują metody użycia narzędzi – wówczas zaoszczędzą czas. Sam wiem, ile godzin i dni zmarnowałem podczas obróbki danych Vozilli. Wiedza ze szkolenia na pewno pozwoli zaoszczędzić więcej niż jeden dzień pracy.
Tak więc – szkolenie wyceniłem na jedną dniówkę czyli – w zaokrągleniu – 1/20 miesięcznej pensji. Dla samozatrudnionych – osiem stawek godzinowych. Wydało mi się to sprawiedliwe, bo dzięki temu szkolenie było jednakowo dostępne dla suto przepłacanego konsultanta, jak i pracownika budżetówki.
Wątpliwości były dwie:
- czy nie będzie awantury pod hasłem „zarabiam dużo ale nie lubię płacić dużo”
- czy komplet uczestników nie zadeklaruje przypadkiem płacy minimalnej
Żadnej awantury nie było, ale nie przewidziałem… bezrobotnych. O tym za chwilę.
Rozpoczęcie sprzedaży
Jest początek listopada, mam chętnych na szkolenie, ale nie mam szkolenia. Z agendy wynika, że będę mówił jakieś 4-6 godzin. Normalnie przygotowanie takiego materiału to miesiąc lub więcej (pracując po godzinach, przypominam). Wówczas jednak nie zdążyłbym rozreklamować i sprzedać szkolenia jeszcze w grudniu, kiedy wiele osób szuka możliwości wykorzystania budżetów rozwojowych.
Na szczęście zawartość szkolenia miałem już wówczas wymyśloną, nie musiałem robić czasochłonnego researchu. Wystarczyło „tylko” ułożyć slajdy, zanotować, co gdzie chcę powiedzieć, przygotować oraz przećwiczyć live dema i takie tam. Siadłem, przez bite dwa tygodnie nie wstawałem od komputera. Pod koniec miesiąca wiedziałem już, że zdążę. Dałem znać osobom, które wcześniej zadeklarowały zainteresowanie, o terminie szkolenia ustalonym na 10. grudnia 2021.
Jakiej sprzedaży się spodziewałem? W wariancie minimum zakładałem 10 osób po 200 zł czyli 2000 zł – gdybym w ciągu kilku dni nie zebrał tyle wpłat, akcja byłaby odwołana. Czemu dwieście zł od osoby? Uznałem, że szkoleniem będą zainteresowani głównie programiści młodsi stażem, zarabiający poniżej średniej branżowej. W wariancie realistycznym liczyłem na 30 osób (6000 zł), w optymistycznym na 50 (10 tys. zł).
Pierwszy tysiąc zł wpłynął na konto od razu, zanim jeszcze puściłem wiadomość do abonentów newslettera. Mailing wyszedł w nocy z czwartku na piątek. W piątek na konto wpłynął drugi tysiąc – wariant minimum był więc zrealizowany niemal od razu. Trzeba jednak zauważyć, że w tym dniu dotarły wyłącznie przelewy zrobione przed południem. Po piątku nastąpiła sobota i niedziela, więc nie wiedziałem, jak się sprawy mają. Dodatkowo w sobotę dorzuciłem do pieca ogłoszeniem na social mediach i blogasku.
W poniedziałek na koncie miałem ponad 11 tys. zł! Niesamowita radość a przecież do szkolenia pozostawały niemal dwa tygodnie. Wiedziałem, że będą dalsze wpływy – choćby dlatego, że niektórzy prosili o faktury proforma – a załatwienie finansowania szkolenia u pracodawcy to co najmniej dzień lub dwa.
To był dopiero początek. W środę było już 20 tys. zł, w kolejny poniedziałek ponad 30 tys. zł, zaś dzień przed szkoleniem licznik przekroczył 45 tysięcy złotych. Byłem oszołomiony.
Fakturowanie i obsługa klienta
Ha! Gdybym tylko wiedział, ile roboty będę miał z fakturami… Oczywiście niestosowne byłoby narzekanie na dużą liczbę chętnych, było ich po prostu więcej niż się spodziewałem. Aby zdążyć z wydaniem szkolenia w grudniu, zrezygnowałem z poszukiwania jakiegoś systemu e-commerce wspomagającego sprzedaż – nie miałbym czasu na konfigurowanie i testy. Pamiętajcie, że mowa o ofercie, w której to klient określa cenę. Żaden z istniejących systemów sprzedażowych integrujących płatności i fakturowanie nie ma takiej opcji dostępnej prosto z pudełka (a może się mylę? dajcie znać!).
Dwa tygodnie okienka sprzedażowego wyglądały więc tak, że po pracy etatowej odpowiadałem na maile od klientów, potem szlifowałem szkolenie, następnie logowałem się do banku, pobierałem informacje o wpłatach z danego dnia i siadałem do wystawiania faktur, kończąc zazwyczaj grubo po północy. Minusem wpłat na konto było to, że nie mogłem ich „wyłączyć” dwa lub trzy dni przed szkoleniem i skupić się na przygotowaniach – nawet w dniu szkolenia zdarzały się jeszcze maile w rodzaju „hura, zdążyłem wpłacić, gdzie mam kliknąć”. Lekcja na przyszłość: przygotować automat, który przyjmie wpłatę i wystawi fakturę ale tylko w określonym przedziale czasu.
Łącznie wyklikałem w iFirmie ponad 160 faktur dla około 170 uczestników. W tej edycji trafiły się raptem trzy faktury grupowe dla łącznie ośmiu osób, całą resztę stanowiły zamówienia indywidualne. Starałem się być tak otwarty na współpracę, jak się dało – choć oznaczało to np. wypełnianie dziwnych „formularzy dostawcy” albo tłumaczenie się księgowym, dlaczego mojego rachunku bankowego nie ma na białej liście podatników VAT (zwolnienie podmiotowe – art. 113 ust. 1 ustawy o VAT: „Zwalnia się od podatku sprzedaż dokonywaną przez podatników, u których wartość sprzedaży nie przekroczyła łącznie w poprzednim roku podatkowym kwoty 200.000 zł”)
Dzień szkolenia
Jedno z pytań dotyczących szkolenia, które dostałem, brzmiało: dlaczego szkolenie live a nie nagranie w odcinkach? Mam dwie odpowiedzi i obie są jednakowo prawdziwe:
- Jestem perfekcjonistą. Ostatnim razem godzinną prelekcję na zdalną konferencję nagrywałem i montowałem chyba z dziesięć godzin. Chrząknę – powtórka. Zawaham się – powtórka. Ilość zmarnowanego w ten sposób czasu jest makabryczna. Wydarzenie na żywo po prostu leci do przodu a słuchacze wybaczają nieco więcej, niż przy nagraniu przygotowanym wcześniej. Chyba. Mi wybaczali.
- Informacja zwrotna od słuchaczy. Prowadziłem kiedyś kilka wykładów na Uniwersytecie Wrocławskim, wielokrotnie występowałem na konferencjach – dialog z salą i możliwość obserwowania reakcji uczestników są dla mnie kluczowe, by utrzymać odpowiednie tempo i energię prelekcji. Formuła zdalna odcina niestety 90% feedbacku, jak mała panda czepiam się więc pozostałych 10% – pytań wpisywanych w Slido. Co kilka-kilkanaście slajdów robię przerwę, by odpowiedzieć na pytania i uwagi. Bardzo to lubię, bo zawsze trafi się jakieś ciekawe pytanie lub komentarz.
Nie wiedziałem zawczasu, jak długo będę mówił. Wystąpienia konferencyjne ćwiczę ze stoperem, ale tu treści było za dużo. Okazało się, że wykład zajął aż 7 godzin. Co godzinę robiłem przerwy trwające 5-10 minut, ale i tak pod koniec byłem już mocno wyczerpany i było to niestety widać. Przy kolejnych całodziennych szkoleniach online w połowie dnia będzie przerwa trwająca 30-40 minut, to pozwoli na złapanie oddechu.
W transmisji na żywo uczestniczyło 30-40 osób. Tylu się spodziewałem, nie każdy ma możliwość poświęcenia na szkolenie całego dnia roboczego. Późniejszy średni czas odtwarzania wideo wyniósł 53 minuty, co oznacza chyba, że osoby oglądające gotowe nagranie dzieliły je sobie zgodnie z rytmem przerw w wykładzie.
Zmiany w wyposażeniu
Podczas szkolenia ze scrapowania wypróbowałem Elgato Stream Deck Mini. W dwóch słowach? Rewelacja, rewelacja. Niby ma tylko sześć klawiszy, ale ja w swoich szkoleniach korzystam z pięciu scen zdefiniowanych w OBS: ekran i główka; slajdy i główka; kamera na cały ekran; ekran na cały ekran; do tego granie na czekanie (muzyczka w przerwach) i pytania od uczestników (Slido).
Stream Deck sprawdził się o niebo lepiej od tego, czego używałem do tej pory, czyli przełączania scen w OBS (psuje flow), przełączania scen skrótami klawiszowymi (efekt zależy od focusa, bo czasem program na pierwszym planie próbował przejąć skrót) czy od apki mobilnej (w ciągu długich godzin szkolenia lubi przysnąć, rozłączyć znienacka wifi albo zjeść baterię i umrzeć).
Polecam Stream Decka wszystkim youtuberom i szkoleniowcom – korzystanie z tego sprzętu jest przyjemnością. A jeśli dla kogoś sześć klawiszy to za mało, bo chce sterować oświetleniem, mikrofonami czy innymi sprzętami, to są i większe warianty.
Opinie uczestników
Poniższe opinie pochodzą z anonimowej ankiety poszkoleniowej, o której wypełnienie prosiłem uczestników szkolenia:
Było to świetnie spędzone 7 godzin i nie mogę się doczekać zaimplementowania poznanych rzeczy w praktyce
Temat szkolenia wyczerpany w każdym możliwym aspekcie który przyjdzie wam do głowy (albo i nie). Mega!
Konkretny kurs, duża dawka przystępnie podanej wiedzy. Bardzo ciekawe przykłady i pokazy zastosowania scrapingu.
Bardzo dobre i wartościowe szkolenie z niecodzienną ceną (przez co było dostępne praktycznie dla każdego). Świetnie przemyślana treść, ułożona w logiczny ciąg. Prowadzący chętnie dzieli się swoimi doświadczeniami i wplata dygresje (cały czas pozostając w tematyce około szkoleniowej). Wykład zawierał również szybki pokaz możliwości niektórych narzędzi lub po prostu sygnalizował istnienie danego rozwiązania, zachęcając do samodzielnej pracy z np. dokumentacją (bardzo ważna umiejętność). Sama organizacja szkolenia na wysokim poziomie. Dobry kontakt z organizatorem, odpowiednia jakość audio i video. Czytelna prezentacja bez zbędnych wodotrysków (udostępniona po szkoleniu) z zaznaczonymi najważniejszymi rzeczami oraz masą linków. Po każdej godzinie krótka przerwa na przewietrzenie głowy, a po każdym bloku tematycznym odpowiedzi na pytania zadawane przez uczestników na specjalnej platformie (dzięki temu mamy pewność, że prowadzący zobaczy nasze pytanie a sam rytm wykładu nie zostanie zaburzony). Po 7 godzinach byłem zmęczony, ale absolutnie nie znużony.
Solidna porcja wiedzy sensownie przekazana, brak znudzenia, dużo ciekawych wątków
Jeśli chcecie pobierać dane z internetu to zacznijcie od szkolenie Informatyka Zakładowego. Najlepsze szkolenie w jakim uczestniczyłem w tym roku.
Model biznesowy zasugerował wysoką jakość szkolenia, a wiedza prelegenta tylko ją potwierdziła. Bardzo polecam wszystkim tym, którzy w danym temacie mają odrobinę wiedzy, ale z jakichś względów nie mogą przejść dalej – szkolenie na pewno pobudzi chęć do dalszego rozwijania w danym kierunku
Najważniejsze jest dla mnie, że nie miałem ani jednej reklamacji. Nikt nie uznał, że obiecałem więcej niż dowiozłem, nikt nie zażyczył sobie zwrotu pieniędzy. Ponad 80% ankietowanych na pewno poleciłoby szkolenie znajomym:
Kilka słów o sprzedaży
Maksymalna opłata za udział wpłacona przez jedną osobę wyniosła 2000 zł, natomiast nie przewidziałem kilku fikołków dotyczących dolnego progu. Moje założenie było proste – 1/20 płacy minimalnej to 140 zł. W praktyce chęć udziału zgłosili studenci, licealiści, osoby zatrudnione na ułamku etatu lub nie osiągające regularnych dochodów. Niektórzy z nich uznali, że w takiej sytuacji mogą wpłacić cokolwiek.
Zależało mi na dostępności szkolenia, ale potrzebny był minimalny próg cenowy – ustaliłem jego wysokość na 100 zł dla uczniów i studentów oraz 140 zł dla osób pracujących. Wszyscy zaakceptowali taką propozycję. Oczywiście nie próbowałem w jakikolwiek sposób weryfikować deklaracji, ale i tak korespondencja dotycząca przypadków szczególnych niepotrzebnie zajęła czas.
Finalna struktura wpłat kształtowała się następująco:
średnia wpłata: 365 zł
mediana 285: zł
kwintyle:
0% – 100 zł
25% – 200 zł
50% – 285 zł
75% – 423 zł
100% – 2000 zł
W następnej edycji szkolenia ze scrapowania minimalny próg cenowy będzie niezależny od statusu uczestnika i wzrośnie do 250 zł. Uczniowie i studenci mogą nie dysponować wolną gotówką, ale coś za coś – mają o wiele więcej czasu na samodzielną naukę i eksperymenty. Moje szkolenia są skierowane do osób, które chcą kupić specjalistyczną, sprawdzoną wiedzę, przykłady działających rozwiązań oraz opowieść o problemach, z którymi zmagałem się podczas nauki, wraz z propozycjami rozwiązań.
Postsprzedaż
Już wieczorem w dniu szkolenia otrzymałem pierwsze pytania, czy można kupić nagranie prelekcji po tym, gdy się odbyła. Niektórzy uznani twórcy szkoleń online stoją na stanowisku, że zamknięcie okna sprzedażowego oznacza kategoryczne NIE. Cóż – nie znalazłem mocnych argumentów przeciw, więc ogłosiłem, że szkolenie będzie dostępne jeszcze przez dziesięć dni.
Efekt? Dzięki temu łączna sprzedaż wzrosła z 47 do 59 tysięcy zł, ze spektakularnym skokiem o 6 tys. zł w ostatnim dniu sprzedaży.
Dlaczego nie prowadzę sprzedaży ciągłej? Bo takie szkolenie wymagałoby ciągłej promocji i reklamy, co po pierwsze mogłoby być uciążliwe dla moich czytelników, po drugie zaś wymaga doglądania parametrów reklam, pilnowania zwrotu z inwestycji, testowania i tuningowania kreacji tak dalej. Nie mam do tego serca. Wolę napisać tekst taki jak ten – może poniesie się nieco szerzej i trafi do osób, które zechcą kupić udział w drugiej edycji? Tę chciałbym wspomóc reklamami podczas okienka sprzedażowego.
Przy okazji pytanie – czy ktoś może polecić jakieś dobre materiały edukacyjne uczące tworzenia reklam (na Facebooku i w Google) zorientowanych na konwersję? Póki co nie wiem o tym dosłownie nic. Dajcie znać w komentarzach, dzięki!
Dlaczego nie wstawić szkolenia do Udemy i niech się samo sprzedaje? Społeczność Udemy mnie nie zna, tam moje szkolenie byłoby jednym z 183000 innych. Czytelnicy Informatyka Zakładowego znają jakość moich tekstów i potrafią określić, na czym się znam, a ja mogę sprzedawać swoją wiedzę na własnych warunkach.
Druga edycja szkolenia
Uprzedzając pytania – termin nie jest jeszcze znany. Zapisani na newsletter na pewno go nie przegapią.
Co się zmieni? Wezmę pod uwagę część uwag uczestników – nieco dokładniej określę grupę docelową. Dzięki temu z kolejnej edycji wylecą absolutne podstawy (np. inspektor sieci pod F12 w narzędziach deweloperskich przeglądarki) co uwolni trochę czasu na bardziej zaawansowane tematy. Postaram się, aby poszczególne etapy scrapowania, o których opowiadałem przez większość szkolenia, były na końcu zilustrowane małym ale kompletnym pipeline’m automatyzującym jakiś prosty przypadek.
Z niektórych opinii wynikało, że autorzy sporo już potrafią, ale zmagają się z pewnym bardzo zaawansowanym tematem i najchętniej poświęciliby mu większą część szkolenia. Cóż, wiele zagadnień jedynie zasygnalizowałem, szkolenie jest przekrojowe i pokazuje temat bardzo szeroko. Żaden z trzynastu sporych rozdziałów nie dostał pełnej godziny. Gorzej: szkolenie ilustrowały 173 slajdy, część z nich spędziła na ekranie tylko kilkadziesiąt sekund.
Część opinii się wykluczała a spełnienie wszystkich życzeń naraz byłoby niemożliwe. Ktoś chciałby poszerzyć rozdział w którym przywołałem zagadnienia prawne związane ze scrapowaniem, kto inny oczekiwał wręcz, że skoro zgłębiłem temat to powinienem jasno powiedzieć co wolno a czego nie wolno. Aby było jasne – nie jestem prawnikiem, nie udzielam porad prawnych, zasygnalizowałem jedynie tematy o których warto wiedzieć w rozmowie z prawdziwym adwokatem lub radcą prawnym. Dla równowagi – kolejny uczestnik uznał tę część za stratę czasu.
Podsumowanie
Długo nie zapomnę emocji, które towarzyszyły mi podczas sprzedaży kursu. Po pierwsze: szok i niedowierzanie, gdy patrzyłem na wpływające środki. Po drugie: wielki skok pewności siebie wynikający z tego, że obcy ludzie płacą w ciemno za wiedzę, którą im dopiero obiecałem. Po trzecie – satysfakcja, że setki godzin zainwestowane w bloga w minionych dwóch latach zaczynają procentować.
Mogłem też sam sobie odpowiedzieć, czemu nigdy nie pasował mi pomysł założenia konta na Patreonie / Patronite. Przede wszystkim – nie potrzebowałem wsparcia pieniężnego, by kontynuować blogowanie. Po drugie – raczej nie osiągnąłbym przychodów, które odblokowałyby mi czas w ilości wystarczającej do częstszego publikowania. Po trzecie – przyjmując cykliczne datki czułbym zobowiązanie do cyklicznego pisania, tymczasem chcę mieć tu pełną dowolność.
W sumie jedyną funkcją datków byłby dla mnie dowód sympatii czytelników – a jej wyrazy i tak odnajduję regularnie w mailach i komentarzach. Wsparcie pieniężne lepiej zachować dla tych twórców, którym kasa jest bardziej potrzebna (np. dla najlepszego na świecie magazynu Pixel mierzącego się obecnie ze znaczącym wzrostem cen papieru). Ja sprzedałem produkt, to lepsze niż przyjmowanie datków.
Tyle na dziś. W najbliższych planach mam blogonotkę o podatkach, bo z tych 59 tys. zł zostanie po opodatkowaniu tylko 40 tys zł. Mówiąc wprost – nie byłem przygotowany. Potem będzie gawęda o kryptowalutach, część trzecia i ostatnia. A potem się zobaczy.
O autorze: zawodowy programista od 2003 roku, pasjonat bezpieczeństwa informatycznego. Rozwijał systemy finansowe dla NBP, tworzył i weryfikował zabezpieczenia bankowych aplikacji mobilnych, brał udział w pracach nad grą Angry Birds i wyszukiwarką internetową Microsoft Bing.
6 odpowiedzi na “Podsumowanie pierwszej edycji szkolenia ze scrapowania”
Impostor… ?
Ja nawet nie pracuję w IT!
Jesteś zaje…super 😉
Jeszcze troszkę i art. 113 uVAT pójdzie się paść 😉
W razie czego – będę gotów!
Zdziwiło mnie, że mediana wpłat wyniosła 285 zł, a Ty sam wyceniłeś szkolenie na 140 zł. Powiem wprost – chyba nie wiesz ile kosztują takie szkolenia nawet na polskim rynku. Moim zdaniem dałeś szalenie dumpingową cenę, a te 250 zł za udział w następnej edycji to również megaokazja.
Co do samego szkolenia to aspekty prawne są stratą czasu. Ja jako freelancer mam to głęboko gdzieś i uważam, że szkolenie kierowane do osób indywidualnych nie potrzebuje w ogóle poruszania tego aspektu. Przy szkoleniu stricte dla firmy czy korporacji, ew. prelekcji oczywiście musiałbyś o tym wspomnieć, ale nie w tym blogowym szkoleniu.
Dzięki, że dzielisz się wiedzą, którą oceniam bardzo wysoko.
Co do reklam w mediach społecznościowych to kilka tygodni temu Szafrański zamieścił u siebie na blogu ciekawe case study:
https://jakoszczedzacpieniadze.pl/jak-zarabiac-na-reklamie-facebook-case-study-salaterka
Cena wynosiła jedną dniówkę, czyli 1/20 pensji klienta. 140 zł to minimum, dwudziesta część pensji minimalnej
Gratulacje. Mega ciekawy wpis, pomysł na szkolenie, produkt. Kwota robi wrażenie i chyba zachęca aby kontynuować taką działalność 😉 tym bardziej skoro klienci byli tak zadowoleni.